Sloneczniki

Miłość

Reżyseria: Michael Haneke ("Ukryte", "Biała wstążka")
Scenariusz: Michael Haneke
Tytuł: Amour
Język: francuski
Gatunek: dramat miłosny
Zdjęcia: Darius Khondji ("Evita", "Siedem", "O północy w Paryżu")
Nagrody: 1 nagroda (złota Palma w Cannes za film), 6 nominacji (za film, scenariusz, zdjęcia, role - Emmanuelle i Jean-Luis)
Premiera: 2012 Ocena: IMDB 8.1/10



Georges (Jean-Luis Trintignant) i Anne (Emanuelle Riva)



mają za sobą dziesiątki lat wspólnego życia. Rozumieją się w pół słowa, cieszą się swoją obecnością. Wszystko w ich życiu wydaje się mieć sens i ład. Aż do dnia, gdy Anne zastyga nagle z nieobecnym wzrokiem, nie reagując na słowa przestraszonego George'a.



Anne zostaje poddana operacji, która niestety nie przywraca jej zdrowia. W ich małżeństwie rozpoczyna się czas próby. Opiekowania się kimś i poddania się tej opiece. Świadomego odchodzenia w rosnącą niemożność poruszania się, mówienia. Tej niemożności towarzyszy ból. Fizyczny i duchowy....


Zaledwie kilka dni temu widziałam inny film Michaela Haneke "Ukryte". Zaskoczył mnie i wzburzył.
Mimo, że Haneke jest Austriakiem "Miłość" to kolejny film, który rozgrywa się wśród Francuzów. Właściwie przez cały czas fascynująca, bo stająca się naszymi oczyma kamera Irańczyka Dariusa Khondji śledzi dwójkę osób zamkniętych w obrębie paryskiego mieszkania, w którym króluje fortepian i regały książek, a z czasem i wózek inwalidzki.
Trudno mi pisać o tym filmie. Być może dlatego, że w swoim czasie mierzyłam się przez kilka lat z ciężką chorobą bardzo bliskiej mi osoby, z jej odchodzeniem.

Jak to jest wywoływać palcami na klawiaturze muzykę, mimo wieku czuć swoją atrakcyjność w oczach męża, a potem najpierw nagle, a  potem stopniowo nie móc stanąć na nogi, zmniejszyć swój świat do wózka inwalidzkiego czy łóżka, pozwolić się karmić, widzieć przerażenie w oczach córki



 i nie móc jej słowami przekazać swoich myśli. Jak to jest zamienić erudycję na bełkot, w którym najbardziej rozpoznawalne słowo brzmi: "boli"? Taki los w tej historii przypadnie Anne.
Zaś jego lustrzanym odbiciem stanie się życie troszczącego się o nią męża. Starannie krojącego przygotowane jej jedzenie,  smarującego jej ciało, by nie dopuścić do odleżyn, uczącego się zakładać jej pieluchę, ćwiczącego z nią wymowę, by nie utraciła ostatnich słów, dzięki którym można jeszcze ze sobą rozmawiać.  Dużo w tym czułej uwagi, z czasem jednak i zmęczenia.



Chwilami  mimo zagrożonej rozpadem więzi dotyka ich radość. Na przykład z niezależności, jaką Ann daje elektryczny wózek. Czasem pociechą jest wspomnienie ich przeszłości, którego doświadczają oglądając czarno-białe zdjęcia.



Emmanuelle Riva w "Hiroszima, moja miłość" i w "Miłość"

Można też uciec w marzenie o  Anne  jak dawniej grającej na fortepianie.



Muzyka ma duże znaczenie w tym filmie. Bohaterów poznajemy na koncercie ucznia Anne. Jego muzykę odgania ona potem nagłymi słowami: wyłącz ją". Rozżalona tym, że nie ma już ona dla niej w chorobie poprzedniego znaczenia, że nie może jej grać, uczyć, czy wzburzona tym, że czas spędzony z nią, ograniczoną chorobą uznany zostaje przez jej ucznia jako czas smutku? Także Georges ma swoje chwile, gdy ukochana muzyka przestaje mu wystarczać. Zastępują ją cisza.
Oprócz miłości, muzyki, starzenia się


reżyser Miachale Haneke z odtwórcami głównych ról - Jean-Luisem
Trintignantem i Emmanuelle Riva


 i choroby, która może uczynić nas nierozpoznawalnymi, dla tych którzy nas kochają (kochali?), bohaterem tej opowieści staje się też  gołąb. Wlatuje on przez okno w przestrzeń mieszkania, w którym dwoje ludzi doświadcza ostatniej próby miłości. Jak można rozumieć jego obecność? Czemu tyle niepokoju wnosi do tej historii?

Oglądając ten film, myślałam o sensie cierpienia, o tym, jak trudno je znieść, gdy w naszym świecie nie ma Boga, gdy modlitwa nie jest żarliwym wołaniem i ufnym oddaniem się Komuś większemu od nas. W tej historii miłosnej, słowo Bóg pada tylko jako wykrzyknik grozy.  Może dlatego mimo tylu słów "dziękuję", "przepraszam", które padają między Anne i Georges'm, koniec ich historii tak wstrząsa. Budząc we mnie zwątpienie i sprzeciw.

P.S. Jean- Luisa Trintignanta widziałam ostatnio w "Czerwonym", ale przedtem jeszcze młodego  sprzed pół wieku



w takich filmach jak "Moja noc z Maud", "Konformista", "Kobieta i mężczyzna" . W Miłości i on



 i  Emmanuelle Riva są w swej grze szczerzy do bólu. Każą zapomnieć, że to tylko odgrywana historia, a nie czyjeś życie w tajemniczy sposób przez nas podglądane.

Napisano w psalmie: "siedemdziesiąt lat żyje człowiek, osiemdziesiąt, gdy jest mocny". Gdy się ma ponad osiemdziesiąt lat, oczywistym staje się, że każdy dzień jest darem, a może być pożegnaniem. Wdzięczna jestem Haneke, że dał Jean-Luisowi Trintignant i Emmanuelle Riva możliwość  odtworzyć przed nami miłość Georgesa i Anne.



Jeśli chcesz umieścić swój komentarz, skopiuję go pod tekstem. Zapraszam