Sloneczniki

Czerwone drogi Auroville. Wolontariat w Indiach i świat tamilskich wiosek - Paweł Kowalczyk



Żałuję, że nie przeczytałam tej książki przed wizytą w Auroville. Oczywiście nie po to, by patrzeć na Miasto Jutrzenki oczyma Pawła Kowalczyka,



ale po to, by więcej wiedząc więcej widzieć. Książka jest tak bogata w wiedzę o Auroville, że chwilami sprawia wrażenie nadmiernego nagromadzenia tematów. Ale mi to pasuje. Jeśli mogę, nigdy nie czytam po kolei, skaczę od tematu do tematu, to żegnając się z Auroville, to ucząc się z autorem pokonywać kłopoty związane z brakiem prądu, paraliżującym skwarem, trudnościami w komunikacji czy strachem przed wężami, to z ciekawością czytając o alternatywnych rozwiązaniach budowy domów, pozyskiwania energii, wody itd.
Dzięki komuś, kto spędził tu jako wolontariusz kilka miesięcy życia uczestnicząc w programie doskonalenia współpracy między poszczególnymi wspólnotami ekowioski.
Lubię podróżować z kimś przez Indie wdzięczna, że ten ktoś zabrał mnie ze sobą w podróż opisując ją. W takiej sytuacji ważnym dla mnie jest, czy chcę przebywać z tą osobą. Otwartość i szczerość autora, który uważa, że "Indie są, jak zwierciadło sprawiające, że odwiedzający ten kraj w wyjątkowo silny sposób doświadcza tego, co uwypukla jego słabości i ułomności, co w rezultacie daje szansę lepszego poznania siebie samego", jego postawa wobec Indii pomaga poznawać to miejsce szukania sposobu życia alternatywnego wobec naszego zmaterializowanego świata.
- Budowa stacji odsalania wody morskiej, by zabezpieczyć Auroville i okoliczne wioski tamilskie w wodę,
- budowanie z ziemi domów dla każdego, tanich i odpornych na wstrząsy, nie tylko dla Auroville, ale i innych miejsc w Indiach
- barwienie ubrań naturalnymi metodami, odnowienie zamierającego rzemiosła indyjskiego
to przykłady działań sprzyjających ochronie Ziemi i naszego zdrowia tworzone w Auroville. Najbardziej jednak urzekł mnie fakt, że Auroville zbudowano w miejscu jałowym, przez dziesiątki lat sadzenia drzew zamienionym w las, do którego wróciły zwierzęta. I to nie mały las; jedzie się jedzie przez jego zieleń po czerwonych drogach



 bez świadomości, że wyrwano gu pustyni.



 Tak ja jechałam i wędrowałam ku Matamandir



oczarowana lasem.



Autor przedstawia istotę tego miejsca, to że wyrosło ono z idei aśramu Aurobindo



 i związanej z nim osoby nazywanej tu Matką,



późniejszą historię konfliktu aśramu z Auroville, opowiada o ludziach, których tam spotkał, o tym, co decyduje o wyjątkowości tego miejsca, do którego zjeżdżają ludzie z całego świata.
Dzięki niemu pobyłam w tym miejscu i nabrałam apetytu na to, by jakiś czas pożyć życiem Auroville, nawet jeśli mojej duchowości obcy jest duch New Age'u.