Sloneczniki

Yamadonga (Indie 2007 - telugu)

Yamadonga (Indie 2007 - telugu)

Przeniesiony tu z blogu Zahry (valley-of-dance) jej  post  z 8 września  2008;  w związku z zamknięciem blogów przed onet w styczniu 2018 - w 10 lecie istnienia blogu Zahry.

Produkcja:          Cherry,  Urmila Gunnam
Reżyseria:           S.S. Rajamouli
Scenariusz:         S.S. Rajamouli, Vijayendra Prasad, M. Rathnam
Muzyka:              M. M. Keeravani
Choreografia:     Dinesh, Prem Rakshith, Sorbee, Raju Sundaram
Obsada:              NTR Jr, Mohan Babu, Priyamani, Mamta Mohandas, 
                           Navaneet Kaur, Preeti Jingyani, Archana, Kushboo,
                           Brahmanandam, Ali
Czas trwania:      173 min

2007

telugu

Raja (NTR Jr) jest sierotą, a jedynym jego źródłem utrzymania są kradzieże. Marzy o dostatnim, spokojnym życiu, gdzie nie będzie musiał się o nic martwić. Wraz z przyjacielem Alim (Sathi) nie przepuszczą żadnej okazji by dobrze zarobić. Wszystko co złowią, sprzedają pięknej, ale i sprytnej lichwiarce (Mamta).
Podczas wykonywania jednego ze złodziejskich numerów (który kończy się niepowodzeniem) przez przypadek wpada im w łapki młoda dziewczyna Mahi (Priyamani), która za sprawą swojej chciwej i zepsutej rodzinki została uprowadzona.
Złodziejaszków jednak to nie interesuje, a ten niepomyślny splot wydarzeń zmusza Raję do obrzucenia wyzwiskami Boga śmierci Yamę (Mohan Babu), który jest jednocześnie władcą Piekła i splamionych dusz. Znieważony Bóg postanawia za karę skrócić mu życie, by następnie rozprawić się z nim na własnym terytorium. Nagle Raja dowiaduje się, że dziewczyna odziedziczyła potężny majątek, a tym samym zaczyna ją widzieć w świetle żyły złota. Nie wie jednak, że jest ona służącą we własnym domu. Tak więc, chcąc wyłudzić od jej rodziny pieniądze, Raja przygarnia ją i spełnia wszelkie zachcianki. Mahi zachwycona szarmanckim zachowaniem Raja, od razu się w nim zakochuje. Jest spełnieniem jej dziecinnych marzeń o rycerzu na białym koniu, który ratuje ją od bolesnego uścisku wrednej rodziny. Wszystko mogłoby się skończyć pomyślnie, gdyby nie zaszły pewne zmiany w Księdze Życia. Przy odbiorze okupu Raja ginie i trafia do Piekielnego Królestwa. Zamiast przepaść w czeluście otchłani, postanawia wprowadzić radykalne zmiany, zaczynając od stanowiska na tronie…

   

Ogólnie film nie zachwycił mnie, tak jak tego oczekiwałam, ale to pewnie przez to, że wcześniej czytałam wysławiające go wręcz recenzje. Mój błąd. Akcja była nierównomiernie rozłożona. Raz jest niebywale szybka, aby za chwilę ciągnąć się niemiłosiernie. Jak na początku przy przekraczaniu piekielnej bramy towarzyszyła mi ciekawość i zachwyt, z biegiem czasu zaczęłam się zastanawiać, kiedy dane mi będzie, wrócić już na ziemię. Nie jest dobrze, gdy humor zostaje zastąpiony przez przesyt. Na szczęście po wyjściu z piekła, fabuła odzyskuje formę i biegnie dalej…

     

Yamadonga jest obrazem typu socio – fantasy, a zważywszy na fakt, że Tollywood rzadko sięga po motywy bosko-ziemskie, jest również nietypowym.
Rzecz jasna jest to film hiroswoski, gdzie główny bohater sam w sobie jest boską postacią, a jeśli nie boską to cechującą się nadludzkimi zdolnościami. Ale tego oczywiście oczekuje indyjska społeczność. Zadaniem bohatera jest bowiem bronić biednych i pokrzywdzonych, ich bożyszcze ma przeciwstawić się złu, aby następnie odnieść nad nim zwycięstwo.

   

Taki oczywiście jest NTR (Raja) – świetny w swojej roli, butny i cwany, charyzmatyczny i heroiczny, a przede wszystkim niebywale „elastyczny” na parkiecie. Odnosi się wręcz wrażenie, jakby się na nim urodził. Jego taniec w połączeniu z muzyką i ogromną wyobraźnią choreografów to prawdziwa uczta dla zmysłów.
Jak się oczekuje, Raja z błyskiem w oku i nadludzką siłą wymierza sprawiedliwość złej rodzinie w imię swojej – nie do końca wiarygodnej – miłości. Dla niej jest gotów zmierzyć się z całym światem i pokonać rzeszę bogów.

   

Motorkiem do takiego działania ma być oczywiście główna heroina ekranu, a w tym przypadku  Priyamani. Wydawać by się mogło, że powinna być wyrazista, wręcz zjawiskowa, a tym czasem jej bohaterka Mahi jest – moim zdaniem – bezpłciowa i nieciekawa.
Jej przeciwieństwem okazała się bohaterka drugoplanowa – żywiołowa lichwiarka Mamta. Można powiedzieć, że była bosko-diabelska i to właśnie Jej należy przekazać pałeczkę tej No.1.

   

Mimo, że sam film nie powalił mnie na kolana, jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłowości jego twórców. Tej wyobraźni i kunsztu tworzenia obrazu (czy to ze statystów, czy też z udziałem natury lub najmniejszych detali), pozazdrościć mógłby niejeden hollywoodzki choreograf czy scenarzysta.
Padłam, przy scenie pogoni tygrys (a raczej gepard) – łania (ofiara), a na ucieczkę w kuli patrzyłam z niedowierzaniem.
Animacja na prawdę jest na poziomie (oczywiście patrząc na wszystko z przymrużeniem oka!), co prawda widać tu ingerencję komputera, ale efekt jest niebywały (powóz Yamy, jego królestwo, księga życia i grzechów, pojawienie się dziadka NTR, nawet same sceny walki, za którymi chociaż nie przepadam, przyznaję – robią wrażenie…). Dialogi momentami błyskotliwe, ale typowe dla tych filmów. Teksty piosenek natomiast, naładowane pikanterią.
Yamadonga jest filmem niebanalnym, nakręconym z jajem, ciekawym pod względem wizualnym, ale też nie rewelacyjnym. Czy polecam? Tak.

..