Sloneczniki

Aleksandra (2007 - Rosja)

Aleksandra (2007 - Rosja)

09-01-2013
- wojna nie jest kobietą
Reżyseria: Aleksander Sokurow ("Matka i syn", "Rosyjska arka", "Faust", trylogia -  "Moloch, "Cielec", Słońce")
Nagrody: 1 nagroda (za rolę - Galina Wiszniewskaja), 2 nominacje (za film, w tym do Złotej Palmy w Cannes)
Muzyka: Andrej Sigle
Zdjęcia: Aleksander Burow
Gatunek: dramat wojenny
Język: rosyjski
Produkcja: Rosja, Francja
Premiera: 2007
Ocena: IMDb 6.8/10

Aleksandra Nikołajewna (Galina Wiszniewskaja), pochowawszy dwa lata temu swego męża, przyjeżdża z Rosji  do Czeczenii.

 

Chce odwiedzić swego siedem lat niewidzianego wnuka Denisa (Wasilij Szewcow).

 

Aleksandra spędza kilka dni w bazie wojskowej wśród żołnierzy i poznaje na rynku Czeczenkę Malikę (Raisa Giczajewa) i jej młodziutkiego sąsiada Iljasa...

 

południowy Kaukaz 

To niezwykły film. Druga wojnę czeczeńską () Aleksander Sokurow ("Matka i syn", "Rosyjska arka", "Faust", trylogia -  "Moloch, "Cielec", Słońce")

 

pokazuje w  prostej, niemniej bardzo realistycznie przedstawionej  historii. Nie ma tu żadnych scen zabijania, umierania. Zamiast krwi pokazano pot żołnierzy wystawionych na skwar Czeczenii. Oczyma głównej bohaterki widzimy ich zmęczenie, znudzenie, życie ograniczone do posiłków, wciąż niewystarczającego snu, czyszczenia broni i wypraw poza bazę, z których wracają nie wszyscy.

Bohaterka ogląda też wojnę od strony Czeczenów. Wędruje wśród miejsc, które stały się ruinami, patrzy na rany domów,  częstuje ją herbatą Malika, która straciła na wojnie wszystkich swoich braci. Czeczenia ( a dzięki temu, że Rosjanie od  2002 roku  robią porządek  w kraju rękoma Czeczenów, można było film kręcić w spacyfikowanej Czeczenii) w tym filmie to obskurne, zapylone miejsce, bez kolorów, buro-szare, spalone słońcem, bez zieleni. Tylko piasek i żelastwo broni. Patrzymy na to wszystko zmęczonymi oczyma "babuszki", pełnymi zrozumienia, szorstkiego współczucia i niezgody. ""Chora jestem od tej wojskowej dumy. Umiecie tylko niszczyć. Kiedy nauczycie się odbudowywać?", pyta ona dowódcę bazy. Postać bohaterki przykuwa uwagę, fascynuje. Jej szorstkie uwagi: nie pchaj mnie, nie ciągnij, nie krzycz do pomagających jej żołnierzy. A jednocześnie uważne spojrzenie, którym zagląda w twarz poszczególnym żołnierzom, czasem prawie dzieciom. Budzi w nich tęsknotę za domem, za matką.

To Matka Rosja - zatroskana, szorstka w obyciu, udręczona - mater dolorosa, która opłakiwała swoich synów w Afganistanie, a teraz opłakuje w Czeczenii. Ale bohaterka, z racji swego wieku może swobodnie poruszać się też poza bazą.  Zobaczyć rynek zapchany towarami dla żołnierzy - wszędzie buty, buty i papierosy. Przy okazji spotyka się nie tylko z żołnierzami rosyjskimi. Od czeczeńskiego chłopca Iljasa słyszy: "Oddajcie nam naszą wolność". Może mu niestety odpowiedzieć tylko słowami: 'Jeśli to byłoby takie proste". Przeczytawszy kilka dni temu "Dzieci Groznego", wstrząśnięta grozą czeczeńskich wojen, z pewnym oporem patrzyłam na wątek czeczeński w filmie. Zapachniało mi propagandą. "Mężczyźni mogą być wrogami, ale my jesteśmy po prostu siostrami", pada w rozmowie między Czeczenką a Rosjanką. Trudno mi było uwierzyć w tak optymistyczną wizję. Jakiej wielkoduszności potrzeba, by nie czuć wrogości ze strony osób gwałconych przez rosyjskich żołnierzy, pozbawianych oparcia w zabitych na tych wojnach braciach, ojcach i synach. Nie umiałam też uwierzyć prośbom o mądrość głoszonym przez bohaterkę do czeczeńskiego chłopca Iljasa.  Przez moment słyszałam w nich zwycięską Rosję przemawiającą do bezsilnej Czeczenii.

A jednak pominąwszy ten wątek, wyznaczający dla relacji rosyjsko-rosyjskich pewną nadzieję na przyszłość, historię tytułowej Aleksandry pokazano bardzo szczerze. Powolne tempo,  realizm szczegółów, poetycki nastój podkreśla brutalność faktów. Nie trzeba krwi, by poczuć bezsens wojny.

Wystarczy scena, gdy Aleksandra pragnąc lepiej poznać codzienne zycie wnuka wchodzi z nim do wozu pancernego. W zamkniętej przestrzeni, miejsca, z którego się zabija i w którym się umiera, stara kobieta bierze do ręki kałasznikowa. Przykłada go do ramienia, mruży oczy i naciska spust. Po czym ze zdumieniem stwierdza: "to proste".

Galina Wiszniewska, niegdyś sławna śpiewaczka operowa,

w "Aidzie"

wdowa po skrzypku i dyrygencie Roztropowiczu, który zagrał koncert przy rozbijanym Murze Berlińskim (oboje wcześniej  zostali pozbawieni obywatelstwa sowieckiego za goszczenie Sołżenicyna) gra Aleksandrę przejmujaco. Widzimy jej starość, szybkie zmęczenie. Jej bohaterka co rusz to gdzieś przysiada,

próbuje odsapnąć, a jednocześnie ze zdumieniem patrzy na otaczający ją brud, obnażonych z powodu gorąca do pasa młodziutkich żołnierzy. Niektórzy z nich to prawie dzieci, dźwigają ciężką broń, zabijają i dają się zabijać. Tego nie widzimy, ale to wiemy, bo przecież na ekranie trwa druga wojna czeczeńska. To ona zmienia serce jej wnuka, sprawia, że dwudziestosiedmioletni mężczyzna nie chce zakładać rodziny. Zbyt wiele osób zabił, by wybierać życie rodzinne.


 

Piękny i bardzo intymny film. Teraz szukam innych obrazów Aleksandra Sokurowa: "Matka i syn", "Rosyjska arka", "Faust", trylogia -  "Moloch, "Cielec", Słońce".