Sloneczniki

Navarasa- kobieta w mężczyźnie

 Reżyseria:  Santosh Sivan  ("Aśoka Wielki", "The Terrorist",
                 "Tahaan", "Before The Rains" )
Zdjęcia:       Sivan Santosh
Produkcja:  Santosh Sivan. Sunil Dishi (Mixed Doudled, Bheya Fry)
Obsada:      Swetha (Shweta), Bobby Darling, Apeksha Bhat,
                   Khushboo, Eji K Umamahesh
Muzyka:      Aslam Mustafa
Nagroda:    najlepszy film tamilski roku
Język:        tamilski
Tytuł:         dosł "Dziewięć  emocji", pol. "Trzecia płeć"
Premiera:   2005
Oceny:       IMDb 6.9/10, Tamnana 7.1/10


Shweta, 13 letnia dziewczynka mimo miłości obojga rodziców




 czuje się bardzo związana z młodszym bratem ojca.


Szokiem jest więc dla niej, gdy niedługo po święcie na cześć jej wejścia w przyszłą kobiecość (pierwsza miesiączka)



 odkrywa ona, że wujek podkradłszy  klejnoty wieczorami przebiera się wśród podobnych sobie za kobietę. Gdy rodzice wyjeżdżają na 3 dni, wujek też znika z domu. Shweta domyśla się, że tak jak jej zapowiedział,  wybrał się on na południe do Tamilnadu, aby w Koovagam wziąć z innymi hidźrami udział w corocznym święcie zaślubin bogu Aravanowi,



 aby potem zaraz następnego dnia  stać się jednym/jedną z jego licznych wdów. Wiąże się to z legendą opowiadaną w "Mahabharacie". Jej bohater Aravan (z czasem tamilski Bóg Kuttantavar) zdecydował się poświęcić życie w ofierze złożonej bogini Kali. Za pomyślność bitwy Kaurawów z Pandawami.  Jego ostatnim życzeniem było po raz pierwszy i ostatni zjednoczyć się z kobietą. Żadna jednak nie chciała męża, który po nocy poślubnej uczyni ją wdową. By spełnić marzenie poświęcającego życie, bóg Kryszna przyjął postać kobiecą Mohini. Po nocy miłości opłakiwał śmierć Aravana bijąc się w pierś,  tłukąc ślubne bransolety.
Shweta wyrusza samotnie na poszukiwanie wujka....


Legenda o Krysznie pod kobiecą postacią Mohini łączącym się z Arawanem stanowi istotę tamilskiego święta, które trwa 18 dni w Koovagam.



Na przełomie kwietnia i maja zjeżdżają się tam hidźry z całych Indii, by odtworzyć miłość okazywaną temu, kto za chwilę umrze. Pod postacią Mohini w krótkim czasie przeżywają doświadczenie obecności boga w sobie, miłosne uniesienie ze świadomością kruchości życia i rozpacz po śmierci ukochanego.
 
dokum zdjęcie - arawanis, wdowy po Arawanie

Aravani, wdowy po bohaterze. Czy raniąc ręce rozbijanymi bransoletami i zawodząc głucho opłakują tylko  wciąż na nowo kochanego i traconego boga, czy też swój los hidźry? Ni kobiety, ni mężczyzny. Trzeciej płci.


 
hidźry protestujące w Islamabadzie (Pakistan)

 Chociaż w tamilskiej kulturze hidźrę nazywa się też aravani, czy
Thiru nangai (córką boga) jej los jest dość dramatyczny. Nierzadko oznacza on prostytucję,  ostracyzm, AiDS. A przecież już w starożytności ustalono ich wyjątkową pozycję.

Ramajana” opowiada o tym, jak tłum poddanych chciał odejść z Ayodhji razem z bogiem Ramą na wygnanie. Wypędzony król wzbrania im tego mówiąc „niech każdy mężczyzna i kobieta odejdą stąd do swoich domów".!4 lat później  na miejscu, gdzie pożegnał poddanych odchodząc w las, Rama zastaje wciąż czekających na niego hidźrów. Oni nie odnaleźli się w  słowach  „każdy mężczyzna, każda kobieta.” Wzruszony ich posłuszeństwem Rama darowuje im możliwość błogosławienia ludzi w chwilach, gdy waży się ich los, tj. podczas narodzin i ślubów.

I tak dzieje się do dziś. Sama tego doświadczyłam w pociągu Goa-Thrivandrum. Jeszcze czuję dotyk błogosławiącej dłoni hidźry na mojej głowie.
W jakich filmach widzieliście hidźrę? Pierwsze co przychodzi mi do głowy to   "Welcome to Sajanpur" z monologiem startującego w wyborach w oczach ludzi odmieńca. Pamiętam stamtąd  ból monologu hidźry przypominający słowa szekspirowskiego Żyda z "Weneckiego kupca"

...jestem Żydem. Czy Żyd nie ma oczu? Czy Żyd
nie ma rąk, twarzy, narządów, zmysłów, uczuć,
namiętności? - skoro żywi się tym samym jadłem,
rani go ten sam oręż, gnębią te same choroby,
leczą te same leki, ziębi i grzeje ta sama zima
i lato co chrześcijanina? Ukłujcie nas - czyż
nie będziemy krwawić? Połaskoczcie - czyż nie
będziemy chichotać? Otrujcie - czyż nie umrzemy?
A gdy nas skrzywdzicie - czyż nie będziemy szukać
pomsty? Skoro we wszystkim innym jesteśmy jak wy,
to i w tym jesteśmy do was podobni.

Zamieńmy słowo Żyd na hidźra, albo po prostu inny.




Gdzie jeszcze w filmie indyjskim mamy hidźrę?  W ""Sadak"  handlującą ciałem dziewczyn, władczą i okrutną, w "Shevri" uczącą bohaterkę radości z życia  ("włącz światło, włącz muzykę i jedziemy!!:) i... nic mi więcej nie przychodzi do głowy oprócz marzenia o obejrzeniu kiedyś "Daaryaa"

W "Navarasa" zajął się tematem bardzo ciekawy (wg mnie) reżyser.  Santosh Sivan 

 

Nie szuka on w temacie sensacji. Próbuje zrozumieć tajemnice tożsamości hidźry wpisując ją we współczesny kontekst społeczny, ale i w świat mitów tradycyjnie odtwarzany w świętach, które nie są po prostu czasem wolnym od pracy i zabitym przed komputerem, ale podróżą  po czyichś uczuciach,doświadczeniem serca, pytaniem o to, jak kocham, kim jestem, jaki jest mój stosunek do śmierci. Czym dla chrześcijanina może być święto Zmartwychwstania Jezusa, tym dla hidźry jest tamilskie święto w Koovagam.

Film jest filmem drogi,



podróży rozumianej też w sensie pielgrzymki. Idziemy do jakiegoś miejsca  czasem od tysiąca lat otoczonego czcią ludzi, uznanego za święte, wypełnionego żarem milionów modlitw. Wujek bohaterki wyrusza do Koovagam, szukać tam odpowiedzi na pytanie, jakie jest jego miejsce w życiu, w społeczeństwie, spotkać się z podobnymi sobie, by choć przez jakiś czas nie czuć bólu wyobcowania, poczucia odmienności i niezrozumienia. Hidźry nie lubią postronnych podczas swego święta; sami czują się często postronni w społeczeństwie,  w Koovagam chcą się czuć swobodnie, u siebie. Mimo to pozwolili, by Santosh Sivan stał się świadkiem tego święta, by uwiecznił je swoją wspaniałą kamerą. On natomiast pokazał święto oczyma dziecka, dziewczynki, kogoś z nowej generacji. Shweta też jest w momencie przemiany. Właśnie przeżyła po raz pierwszy w życiu miesiączkę.Weszła w świat kobiecości, przyszłego macierzyństwa. Na szczęście nie tak traumatycznie jak bohaterka filmu „Maya”. W drodze do Koovagam ma okazję poznać Bobby Darling.



Ta postać, bardzo sugestywnie przedstawiona w filmie jest postacią prawdziwą.



Bobby Darling urodzony jako mężczyzna,


z wyboru (czy z wyboru?) kobieta, aktorka bollywoodzka gra tu siebie.Podobnie  Ashaa Bharathi, przewodnicząca tamilskiego stowarzyszenia arawanich. Konsultant tego filmu i jedna z postaci.  Santosh Sivan świadomie wybrał dla filmu formę paradokumentalną. Każdy tu gra siebie, albo prawie siebie.

Reżyser zdecydował się osią filmu uczynić tamilskie święto w Koovagam, bo jest ono”świętem wielkiej radości i wielkiego smutku...doskonałą metaforą życia” (SS)  Pokazuje je oczyma dziewczynki komentując to “Często czuję się jak ta dziewczynka w filmie,




patrząc na ogrom płótna namalowanego przez życie, próbując rozwikłać tajemnice istnienia. Kim jestem? Operatorem czy reżyserem? Nie wiem. Utrzymuję się z fotografii, ale robienie filmów jest miłością mojego życia.” Z filmów Santosha Sivana widziałam wszystko, co znalazłam – poczynając od "The Terrorist","Aśoka Wielki", poprzez "Tahaan", i "Before The Rains" ). Ciekawa jestem jego "Urumi", o szesnastowiecznym wojowniku z Kerali konfrontującym się z Portugalczykami.

W tym filmie ogromne znaczenie ma jego kamera. Nie dąży ona do epatowania dziwacznością kogoś odrzucanego ze względu na swoją odmienność. Próbuje zrozumieć tę inność, jej ból i jej radość.



Być przy niej. Wejść w jej wiarę, że w czas święta Kriszna staje się Mohini, a hidźra na chwilę znajduje dla siebie godne  miejsce. W zaślubinach i  żałobie po stracie.




Potem czeka go powrót do codzienności rozdarcia i skulenia ciała dręczonego pytaniami: kim jestem? co ze mną będzie?

Wg mnie bardzo ciekawy film.


P.S. Dzięki, Jogin, za podpowiedź:)