Sloneczniki

Boys - czar tamilskich chłopców

Reżyseria:   S. Shankar ("Anniyan", "Nayak: The Real Hero", "Indian")
Produkcja:  A.R. Ratnam
Obsada:      Siddarth, Genelia, Bharath, Vivek, Nakul, MAnikanden, Bhuvaneshwari
Muzyka:     A. R. Ratnam
Język:        tamilski
Premiera:   2004
Oceny:        IMDb 7.5/10, Tamanna 6.5/10


 

Chennai w Tamil Nadu.
 
 

 
  
 
Babu, Kumar, Krishna, Juju i Munna- pięciu kumpli
, którym tylko jedno w głowie. Spędzają dni na rozmowach o dziewczynach, za wszelką cenę próbują zwrócić na siebie ich uwagę, marzą o dotyku, o własnej dziewczynie.

  

  
 

Babu Kalyan (Bharat), student ekonomii próbuje podrywać dziewczyny na modny wygląd i gitarę. Kumar, syn niewykształconych sklepikarzy, studiuje historię. Kriszna to syn przemysłowca, który nie ma czasu dla rodziny. Z pasją gra na bębnie. W przyszłości ma nadzieję zostać biznesmenem. Juju, syn wykładowców na uczelniach. Rodzice chcą, by został oficerem w wojsku, on marzy o muzyce. Munna (Siddharth) – studiuje informatykę, pisze wiersze. Jego rodzice uciekli kiedyś z domu, aby móc się pobrać. Na drodze piątki przyjaciół staje Harini (Genelia D'Souza), studentka medycyny, córka bogatych snobów, marzących dla niej o zięciu z USA. Każdy z nich próbuje pozyskać względy dziewczyny. Podpuszczony Munna ryzykuje wstyd, ośmieszenie i więzienie, aby tylko móc przekonać Harini o swojej miłości.

 

 Rodzice Harini nie zgadzają się na jej związek z Munna. Z pomocą przyjaciół i poznanego przypadkowo starszego Mangalama (Vivek) para ucieka do Tirupathi,

 

 aby wziąć tam ślub. Odrzuceni przez rodziców o błogosławieństwo małżeńskie proszą wzruszonego Mangalama. Po ślubie zaczyna się trud pogodzenia ze sobą życia małżeńskiego, utrzymania domu i kontynuowania studiów. Harini dorabia na stacji benzynowej. Munna w pizzerii. Kriszna grając na bębnie podczas pogrzebów. Każdy z nich znajduje gdzieś swoje miejsce, ale gdy okazuje się, że brakuje im na opłatę studiów, cała paczka przyjaciół zaczyna razem nagrywać pieśni modlitewne dla różnych świątyń. Jednak naprawdę duże pieniądze oferują im nieznajomi sponsorzy zamawiając u nich scenariusz wywrotowego przedstawienia ulicznego. Śpiewane przez nich na ulicy pieśni krzyczące o sprawiedliwość dla biednych porywają widzów, ale gdy ze sceny padają słowa: "podpalimy rząd!", "zetnijcie głowy przywódcom!", wkracza policja. Cała piątka razem z Harini zostaje brutalnie wtrącona do więzienia i oskarżona o współpracę z terrorystami...



Ktoś (czy nie jesteś Kikimora?) poprosił mnie, by popróbować wyrównać na blogu równowagę między królującym tu w filmach bolly, a innymi -olly. Trochę więcej południa Indii!  Wyciągam więc z mroków pamięci (macie takowe?) wspomnienie o filmie "Boys". Z opisu w wikipedii wiem, ze widziałam go ponad dwa lata temu. Co oparło się działaniu czasu? Wrażenie młodości łączące bohaterów w muzycznej pasji (jak w "Rock On!",
"JhankaarBeats"

)

 i obecność wiecznego chłopca Siddartha (którego polubiłam w "Nuvvostannante Nevaddantana" i "Rang De Basanti"). Nawet żeniąc się, czy cierpiąc dramat rozdarcia z powodu błędów przeszłości pozostaje on tu ujmującym, ale chłopcem. z Genelią D'Souza.

  

To debiut Siddartha, dotychczasowego asystenta Mani Ratnama z filmu "Kannathil Muthamittal". Jednocześnie kolejny film S. Sahnkara, reżysera, który zaciekawił mnie już w "Anniyan" i "Nayak: The Real Hero".

 

W tym filmie powracający motyw miłości wbrew woli rodziców. Okazuje się ona próbą hartu ducha młodych. Ale nie tylko oni walczą o tą miłość. Sam Bóg interweniuje tu pod postacią trzęsienia ziemi uniemożliwiając rozłączenie zakochanych:)
Motywom melodramatycznym towarzyszą realistyczne obrazy codziennej walki o byt. Piątka bohaterów robi wszytko, aby zdobyć wykształcenie zapewniające przyszłość i utrzymać wymarzony zespół muzyczny.  Dobrze pamiętam ich zapał przy przy dorabianiu nagrywaniem na kasety pobożnych śpiewów. Zapewniając oprawę muzyczną 108 bogom mogą oni być pewni rynku zbytu.
Jeszcze bardziej zaciekawił mnie motyw społecznie zaangażowanego przedstawienia ulicznego (jak w "Halla Bol!", czy "Anbe Sivam"). Młodzi z przejęciem  grają, "aby  dramat rozświetlił ludzi". śpiewając prowokacyjnie: "będziemy krzyczeć i gryźć, zetnijmy głowy przywódcom, podpalmy rząd!" To ich walka o prawa upokorzonych biedaków.Twarze osłonięte maskami, duch walki i pałki policji. Ich młodość, głód sprawiedliwości zostają wykorzystane, a oni sami uwięzieni i oskarżeni o terroryzm. Więzienie (znam je z takich indyjskich filmów jak "3 Deewarein", "Jail") pokazano tu bardzo realistycznie. Brud, biegunka, podmywanie się przy wszystkich. Upokorzenie, bicie. Bohaterowie (bo to film o wielu bohaterach) osiągają tu dno poniżenia tracąc wszystko. Zdruzgotani odebraniem szansy na studia, które są dla nich nadzieją na przyszłość.
To, co lubię w tym filmie to podnoszenie się z upadku, odradzanie nadziei. Naiwnie wierzę w  słowa "Każdy z nas ma jakiś talent. Trzeba go rozpoznać. To plus ciężka praca zapewni miejsce w świecie"
W filmie - moc symbolu mangalsutry - zawiązywanej na szyi podczas ślubu z miłości, zrywanej z żalu! Zawsze z uwaga oglądam sceny, w których w różny sposób pokazywana jest mangalsutra, jej znaczenie, ból jej odrzucenie.
To film, w którym możecie zobaczyć mikrokosmos całego życia ludzkiego - radości ślubu, rozpaczy śmierci, smutku pogrzebu, zagrożenia rozwodem, przyjaźni, muzyki (żywej  muzyki Rahmana!) jako leku dla duszy i miejsca na zaistnienie w społeczeństwie, sądu, więzienia relacji rodzinnych z kliszą księcia z bajki (czyli USA). Oczywiście dużo przesady, emocjonalnej egzaltacji, tańca (Bharat!!), śpiewu plus happy end. Dwa lata temu dobrze się bawiłam!