Sloneczniki

Cząstki elementarne (Michel Houellebecq)

na naszym blogu post z 6 IX 2011

"Les particules elementaires"
franc. oryginał: 1998
powieść współczesna
Wydawnictwo WAB 
2003 Warszawa

Nie wiem, czy ktoś to uwzględnia,
ale uważam, że książka ta powinna być czytana
przez osoby, które ukończyły 18 lat (ja ukończyłam:)
podobnie post

 

Jedyne co z tę książkę łączy z Indiami to fakt, że związana ze środowiskiem podstarzałych hipisów matka bohaterów "Cząstek.."  mieszkała 5 lat na Goa.


Mimo to chcę o "Cząstkach elementarnych" tu napisać. Tyle o tej powieści słyszałam, że chciałam sprawdzić, czym zasłużyła sobie na sławę. Gdy przerzucałam ją, zabierając się do czytania, wyrwane z kontekstu słowa odrzucały mnie wulgarnością, perwersją i  okrucieństwem. Jednak gdy zaczęłam czytać, zdecydowana byłam poznać te powieść do końca. Dlaczego? Zdumiała mnie analiza współczesnego świata: gorzka, smutna, ale w wielu momentach prawdziwa. Niestety nie rozumiałam wielu wywodów związanych z pracą głównego bohatera Michela. Współczesna fizyka i biologia molekularna jest mi zupełnie obca.



 Lepiej się już czułam w świecie jego brata, Bruna zastanawiającego się, na ile jego uczniów obchodzi Proust, Valery, czy Baudelaire.

W tej książce czuje się wszechobecność seksu

 

w cieniu strachu przed starzeniem się,


seniorweb.ch "Poranne słońce" Hoppera

 a w ostateczności przed śmiercią.


mystudios.com - Goya "Dwóch starych przy posiłku"

Język M. Houllebecqa obrazuje to wulgarnie i obscenicznie w powtarzającej się wizji "lizania obwisłych cipek i fiutów". Przeraźliwa wizja samotności i rosnącego lęku.


 1.bp.blogspot.com "Krzyk" Muncha

Odpowiedzią na ten strach jest łapczywie chwytany seks. Byle gdzie, byle jak, z byle kim.


 Oby tylko zdążyć przed paraliżem, rakiem, szaleństwem, czy samobójstwem. Rozpaczliwa ucieczka w pustkę. Bez złączonych dłoni, szukających siebie spojrzeń, życia obok siebie na dobre i na złe, do końca. Za to w jak najczęstszych orgazmach. W tej książce autor ze smutkiem ogłasza totalny upadek rodziny. Już nie tylko rodziny pokoleniowej, ale każdej rodziny. Na dzieciach - ubocznym, niechcianym rezultacie seksu - dokonuje się tu aborcji, a jeśli już je się urodzi, to porzuca, czasem gdy podrosną, molestuje seksualnie. Nie ma w tej opowieści miejsca na wesela. Nawet na pogrzebach spotykają się nieliczni. Niezbyt płacząc. A jednak obu bohaterów (na szczęście) niespodziewanie dotyka tęsknota za czyjąś obecnością. Nawet jeśli trudno im ją przyjąć. Nawet jeśli w dokonywanych tu wyborach tak wiele egoizmu i niemocy przeżywania relacji z punktu widzenia drugiej osoby.

W tej niewielkiej  książeczce M. Houellebecq pokazuje w przesadny, drapieżny sposób  różne zjawiska społeczne: obok upadku autorytetów, którego obrazem jest nadużywający swojej władzy nauczyciel onanizujący się na oczach 15-letniej uczennicy, kpina z szukania, w świecie pozbawionym Boga, pociechy w mantrach, tarocie, relaksacji, masażach, medytacjach, czy psychoterapii. Jest tu też miejsce na zwierzątko czekające w pustym mieszkaniu,  którego nie podzieliło się z człowiekiem.
"Pewnego dnia wypuścił ptaszka z klatki.
Kanarek z przerażenia nasrał na kanapę,
a potem rzucił się na pręty
w poszukiwaniu drzwiczek"
I na szyderczą analizę ruchu hippisów. M.H. pisze: "Było rzeczą normalną, że po wyczerpaniu rozkoszy seksualnych jednostki uwolnione od zwykłych ograniczeń moralnych kierowały się w kierunku rozkoszy bardziej perwersyjnej, rozkoszy okrucieństwa; dwa wieki wcześniej Sade


podążał podobną drogą. W tym sensie
serial killers  lat dziewięćdziesiątych byli naturalnymi dziećmi hipisów lat sześćdziesiątych.....Wiedeńskich akcjonistów, beatników, hipisów i seryjnych morderców łączyło tyle, że  wszyscy... głosili absolutną zgodę na respektowanie praw jednostki, a nie norm społecznych; sprzeciwiali się wszelkiej hipokryzji, na którą  składały się, wg nich, moralność, uczucie, sprawiedliwość i litość Według tego rozumowania przypadek Charlesa Mansona nie był monstrualną dewiacją ruchu hipisowskiego, lecz jego logiczną konsekwencją".
Sam autor ma dużo osobistego żalu do ruchu hipisów. Michel Houellebecq (wym. miʃɛl wɛlˈbɛk), urodzony w 1958 roku



 jako czterdziestolatek zdobył sławę omawianą powieścią. Jej bohaterowie, dwóch przyrodnich braci Michel, biolog molekularny i Bruno, nauczyciel literatury francuskiej też mają po 40 lat. Kryzys 40-latka przerażonego starzeniem się i w konsekwencji  śmiercią?

Życie zaczyna się po pięćdziesiątce, taka jest prawda;
ale również prawdą jest to, że kończy się po czterdziestce.
 ("Możliwość wyspy")

W książce (nagrodzonej International IMPAC Dublin Literary Award) wiele wątków autobiograficznych. Rodzice, którzy szybko stracili zainteresowanie synem oddając go na wychowanie do babki (nota bene komunistki; to jej nazwisko przyjął jako pisarz). Bohater powieści, podobnie jak autor, Michel ma hipisującą matkę, która zajęta swoimi romansami, nie znalazła w swym życiu miejsca dla syna. Autor, podobnie jak drugi z bohaterów, ożenił się, rozwiódł, w depresji zaczął pisać wiersze,  syna widuje tylko podczas wyznaczonych wizyt, nad czym boleje w książce ("Wszyscy kłamią, wszyscy kłamią w sposób groteskowy. Rozwodzimy się, ale pozostajemy przyjaciółmi. Widujemy się z własnym synem co drugi weekend; to potworne świństwo"). Ikona "single generation", kontrowersyjny, atakowany za pornografię, rasizm, mizogynię (wg mnie niesłusznie, przynajmniej w tej książce to kobiety próbują ocalić miłość) i islamofobię. W Polsce ukazały się jego powieści: "Poszerzenie pola walki", "Cząstki elementarne", "Platforma" i "Możliwość wyspy" oraz esej "H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu"

Czy słychać echo jego przeżyć w scenie, gdy bohater, zimny, zamknięty w sobie naukowiec rozpłakał się nad swoim zdjęciem z dzieciństwa:

"Czas to banalna tajemnica.
I wszystko jest jak ma być;
spojrzenie gaśnie, radość i zaufanie znikają...
bez powodzenia oswajał się z niestałością"

Zastanawiałam się, na ile nasze doświadczenia są dalekie od wiwisekcji M.H. Wydaje mi się, że zagubienie i brak rozeznania są już też udziałem naszego społeczeństwa. Opowiadano mi o fakcie niewinnego zepsucia, z jakim
15-latka przymierza się do stracenia cnoty z 30-latkiem, któremu, jak mówi, do kolekcji brakuje "przelecenia małolaty". Głębię jego uczuć sprawdza  ona proponując mu, by za seks zapłacił. Gdy ten odmawia, dziewczyna zastanawia się się, czy mu na niej zależy. Niedaleko tu od ciemności uczuciowo-etycznej, w jakiej żyją bohaterowie Houellebecqa.

Czy rzeczywiście, jak piszą  o M.H., nie lubi on ludzi, przedstawia cyniczną i nihilistyczną wizję świata?

"Byli niczym zwierzęta, które biją się, przebywając w tej samej klatce, klatką tą był upływający czas"

Być może świat obdarty z religii i więzi między ludźmi, z miłości, przyjaźni, rodziny  przeraża go. W książce ani razu nie pada słowo "grzech pierworodny", a jednak czytając użyte  jako motto słowa z Biblii:

"Czyny ich bowiem im nie dozwalają powrócić do Boga swego;
bo duch nierządu mieszka w ich wnętrzu,
a nie znają Pana" (Ozeasz  5.4)


przeżywając grozę bohatera-ateisty nie wyobrażającego sobie dalszego rozwoju społeczeństwa bez religii, pomyślałam o grzechu pierworodnym, którym w ujęciu  chrześcijan, człowiek jest skażony. O co chodzi z tym grzechem? Oznacza to wg mnie, że chcemy siebie ustawić na miejscu Boga i w wolności, nie ograniczeni żadnymi przykazaniami decydować o tym, co jest dobre, a co złe. Tym właśnie jest  opisane na początku Biblii sięgniecie wbrew woli Boga po zakazany owoc z drzewa poznania. "Będziecie jak bogowie". Powiedz mi, że tego nie chcesz! Być wolnym! Czy aż po granice pustki? W tej książce bohaterowie używają tej wolności do syta. Nie umiejąc kochać. Onanizm zastępuje tu więzi. Nie zawsze fizyczny. Nie wymaga on ryzyka poświęcenia się, którego może od nas potrzebować drugi człowiek. Ale o czym ja tu piszę? Słowo grzech zostało wygnane z naszego języka.

Czy warto jednak dla tej zimnej analizy pozbawionego tęsknoty za Bogiem świata zanikających więzi  dopuścić do swej wyobraźni  tyle obrazów rozpasania seksualnego, łamiącej kolejne tabu rozpusty? Nie jestem przekonana. Zmęczyła mnie ta książka. Rozbolał mnie od niej brzuch i głowa. Nie polubiłam jej bohaterów, choć bardzo mi ich szkoda. Przeszkadzały mi fragmenty, filozoficzno-biologiczno-fizyczne, których nie rozumiałam, quasi-pornograficzne opisy,
które mnie nudziły swoją powtarzalnością. Czy nie jest tak, że to co ostro krytykujemy przedstawiając z pasją, jeszcze bardziej uobecniamy, wzmacniając? A jednak to, co jest wg mnie istotą tej książki - samotność i



scene4.coml - Frida Kahlo

i strach świata, który utraciwszy tęsknotę za jednością, wiarę, że choć przez chwilę jest możliwa, pospiesznie się sczepia w gorączkowych aktach seksualnych. Krztusząc się ich pustką. Choćby najbardziej kolorową.

 

Bo jak żyć w świecie, w którym "uczucia miłości, czułości i braterstwa właściwie przestały istnieć".  Jak pisze M.H:  We wzajemnych kontaktach rówieśnicy bohatera najczęściej przejawiali obojętność na los drugiego człowieka, a nawet okazywali okrucieństwo".

To, co dzieje się w relacjach jednostkowych przekłada się na zjawiska społeczne. M.H. zajmuje też stanowisko wobec budzących obecnie dużo emocji tematach aborcji i eutanazji. Czy daleki jest od słów Jana Pawła II, którego wspomina jako kogoś, kto  dobrze zdiagnozował stan świata, słów o wybieraniu obecnie  cywilizacji śmierci zamiast cywilizacji miłości?

"Ruch na rzecz wyzwolenia obyczajów odniósł  (we Francji) w 1974 roku nadzwyczajny sukces...

11 lipca przyjęto ustawę o rozwodzie za obupólną zgodą: pojęcie zdrady małżeńskiej znikło z kodeksu karnego. W końcu 28 listopada...ustanowione zostało dzięki lewicy...prawo zezwalające na aborcję, określane przez większość komentatorów jako historyczne. Istotnie tak było, antropologia chrześcijańska
, przeważająca przez długi czas w krajach zachodnich, nadawała przecież niczym nieograniczoną wartość każdemu życiu ludzkiemu od poczęcia aż po śmierć; wiązało się to z wiarą w istnienie d u s z y  wewnątrz ciała ludzkiego, duszy z natury swojej nieśmiertelnej i przeznaczonej do połączenia się z Bogiem. Wskutek postępu biologii w XIX i XX wieku rozwijała się stopniowo antropologia materialistyczna, o wiele mniej wymagająca w dziedzinie etyki. Z jednej strony płodowi, małemu skupisku komórek

 
calitreview.com - Frida Kahlo"Henry Ford_Hospital" 1932

w stanie postępującego różnicowania, przyznano prawo do autonomicznej i indywidualnej egzystencji tylko pod warunkiem pewnego konsensusu społecznego (brak hamujących rozwój skaz genetycznych, zgoda rodziców). Z drugiej starzec,

 
angel-art-house.com/- "Stary człowiek modli się" - Rembrandt

skupisko organów w stanie postępującego rozpadu, mógł właściwie upominać się o swoje prawo do przeżycia jedynie pod warunkiem dostatecznej koordynacji funkcji organicznych - wprowadzenie pojęcia
g o d n o ś c i  l u d z k i e j. Tak wiec problemy etyczne, jakie stawiają skrajne bieguny życia (aborcja, potem  kilka dziesięcioleci później, eutanazja), miały odtąd stanowić nienaruszalne elementy opozycji istniejącej między dwiema wizjami świata, dwiema radykalnie przeciwstawnymi antropologiami
.  WG MH nasz agnostycyzm umożliwia stopniowe zwycięstwo materialistycznej koncepcji człowieka, pomniejszającej w a r t o ś ć życia ludzkiego, co staje się fundamentem społecznej depresji. Przejawia się to między innymi w poruszonym w książce problemie postawy wobec  choroby i kalectwa. Jeśli w oczach najbliższych  w stanie choroby i kalectwa nie przestajesz być wart życia i ich troski, żyjesz. Jeśli zwątpią w to, wychodzisz ze swoją decyzją naprzeciw ich oczekiwaniom. I tak właśnie tracimy królestwo ducha.

"Dla współczesnego człowieka Zachodu, nawet gdy dopisuje mu zdrowie, myśl o śmierci stanowi pewnego rodzaju s z u m   w   t l e; gdy tylko plany i pragnienia zacierają  się, ów szum zaczyna wypełniać mózg. Z wiekiem jego obecność staje się coraz bardziej natarczywa; można go porównać do zduszonego chrapania, niemiłego zgrzytu. Dawniej s z u m  w  t l e  tworzyło oczekiwanie na Królestwo Niebieskie;

 

 dzisiaj tworzy je oczekiwanie na śmierć. Tak to jest"

Ciekawa książka. O ile przebrniecie przez sceny rozpasania seksualnego. Mroczno trzewiowe.


PS. Język M. H. nie tylko wulgarny, czy przenikliwy w swych analizach, ale i zabawny.
Osobiście rozbawiło mnie nazwanie bohatera nazwiskiem Dzierżyński, ale to być może przypadkowy smaczek.