Sloneczniki

Ostatni Żydzi w Kerali (Edna Fernandes)

Autor: Edna Fernandes

Tytuł: Ostatni Żydzi w Kerali

Wydawnictwo: Cyklady

ISBN:978-83-60279-42-7
tłum. z ang Sebastian Musialek
228 str
Wydanie:2010

 

  

Autorka tej książki, Edna Fernandes (debiut "Holy Warriors: A Journey into the Heart of Indian Fundamentalism")




jest Induską. Z nazwiska wnioskując być może chrześcijanką,




ale wprowadza nas w niezwykły świat żydowskiej diaspory w Kerali. Na południu Indii.




Pisze bardzo rzetelnie, odwołując się do angielskojęzycznych książek badających ich kulturę. 


 


Przede wszystkim jednak książka ta wyrasta z osobistych spotkań autorki z keralskimi Żydami. 

 

Autorce udało się pozyskać zaufanie bardzo hermetycznego środowiska i opowieść o poznanych przez nią ludziach staje się pełną bólu, ale i podziwu pieśnią na cześć indyjskiej Kerali,


 


ale i jedności wbrew podziałom wynikającym z tego, jak bardzo się różnimy między sobą. Czemu pełną bólu? Żydzi znaleźli w Kerali dwa tysiące lat temu schronienie przed prześladowaniami. Na ich oczach rozpadło się królestwo Izraela. Hinduski radża umożliwił im odbudowanie go w mniejszej skali na nowej ziemi. Powstały synagogi,

dano im na własność ziemię, udzielono przywilejów godnych królestwa. Rozkwitli. Nigdy nie prześladowani znaleźli jednak wrogów we własnym gronie. Od stuleci trwa podział na tzw Czarnych i Białych Żydów. Ci, którzy pojawili się po drugim zniszczeniu świątyni w Jerozolimie

 

 


przyjęci bardzo gościnnie dopuszczając do mieszanych małżeństw stali się tzw Czarnymi Żydami. W oczach tych, którzy schroniwszy się tu w czas prześladowań świętej Inkwizycji ze względu na bielszy kolor skóry czuli się lepszymi Żydami, "czarni Żydzi" byli godni pogardy.Dlatego "biali" zdecydowali o podziałach wpuszczając "czarnych Żydów" tylko do przedsionka synagogi, nie zgadzając się na śluby. Ten podział wyjałowił naród.




Nieniszczeni z zewnątrz zniszczyli się od wewnątrz. Brak ślubów między nimi powodował starzenie się gminy. Coraz mniej było dzieci, coraz więcej umierało. W 1948 powstanie państwa Izrael, do którego zaczęli zjeżdżać się rozproszeni w całym świecie Żydzi, pogłębiło problem. Tak wielu wyjechało!


  


Na naszych oczach obcy autorce ludzie odkrywając przed nią swoje serca stają się bliscy jej i nam. Czujemy ich smutek umierającego świata, wspólnoty żydowskiej, w której można już liczyć tylko na pogrzeb, ale nie na radość wesela, czy narodzin dziecka, w której co roku coraz mniej Żydów podnosi kielich wygłaszając tysiącletni toast: „do spotkania w przyszłym roku w Jerozolimie”. Toast brzmi szczególnie dwuznacznie, bo większość z nich po 1948, odpowiedziała na wezwanie nowo powstałego państwa i wyjechała już do Izraela. Ci, którzy pozostają, starzy, schorowani mogą tylko liczyć na spotkanie razem w niebieskiej Jerozolimie. Na szczęście razem z bohaterami książki, rzeczywistymi, żyjącymi postaciami spotykamy się nie tylko w nostalgii i żalu, ale i w radosnej nadziei.


 


Ostatnie dwa rozdziały książki przenoszą nas wraz z autorką z Kerali do Izraela.


  

Tam niektórzy z keralskich Żydów przemieniają tęsknotę za dawną indyjską ojczyzną w odtwarzanie jej na obczyźnie. Na pustyni Izraela z ich marzeń i ogromnego trudu odradza się Kerala – jej obyczaje, architektura domów i synagogi,ale i jej bujna roślinność.

Inny problem książki to stojący za umieraniem Żydostwa w Indiach problem podziału. Każdy z nas zna to z własnego życia i domu. Dzięki wg jednych Boga, wg innych losu jesteśmy różni. Na szczęście, bo tym różnicom zawdzięczamy swoją niezwykłość. Ale te same różnice są źródłem niezrozumienia. Chcemy czasem, aby bliskość polegała na upodobnieniu, aby ktoś udowadniał nam miłość żyjąc wg naszych oczekiwań. Gdy się nie zgadzamy (my - dzieci wobec rodziców, my w parze, czy wśród przyjaciół) zdarza się konflikt, a nawet zerwanie. Nasza inność zamiast darem dla kogoś staje się obcością. Podobnie cudza inność w naszych oczach.

Tak się stało z keralskimi Żydami –łączyło ich tak wiele: wspólna przeszłość, tęsknota za opuszczoną Ojczyzną,


 


pragnienie powrotu do niej, wiara w tego samego Boga zwyczaje zapewniające im tożsamość, nawet imiona zachowali podobne, a jednak podzielił ich kolor skóry i pragnie  niebycia lepszym od kogoś. Smutne. I niezwykłe. Nie zawsze mamy okazję zobaczyć, jakie mogą być konsekwencje podziału, jaką śmierć przynosi, nawet jeśli nie dzieje się to gwałtownie w przelewie krwi, a tylko w codziennym upokorzeniu sytuacją, w której modląc się do wspólnego Boga ktoś siedzi w ławce w świetle ołtarza, a ktoś na ziemi w przedsionku. Też mamy swoje drobne upokorzenia, którymi odsuwamy kogoś od siebie, poprzez które ktoś oddala się od nas.

Wg mnie piękna książka. Poznałam dzięki niej nieznane mi miejsce, nieznaną mi część historii,kultury, w niezwykłym prawie symbolicznym budzącym we mnie refleksje momencie.


 


WSTĘP


Letni monsun. Palmy kokosowe.Chlebowce. Zapach ryb. Koczin budzi się do życia.


  

 

W dniu pogrzebu Szaloma Cohena, ostatnie go z rodu kapłańskiego tzw. „Białych Żydów” z Kerali”.

Biel żałobników śpiewających słowa z psalmu 91: „Nie spotka cię nic złego. Aniołowie na rękach nosić cię będą” Na oczy i w usta nasypano ziemię z Jerozolimy i z dawnego królestwa żydowskiego w Kerali, z Kodungalluru. Zapach wody różanej na ciele. Kondukt niosący w palankinie zwłoki Szaloma przystaje siedmiokrotnie, aby upamiętnić słowo marność z księgi Koheleta. Smutek żałobników, którzy odchodząc w symbolicznym geście rzucają za siebie garść ziemi i zerwanej trawy. Przeżywali go szczególnie głęboko wiedząc, że ta śmierć zwiastuje koniec trwającej stulecia gminy żydowskiej w Kerali. Już  nie mogli liczyć, starzy i schorowani, ze wśród nich pojawi się miłość zwieńczona małżeństwem, pobłogosławiona dziećmi. Zrujnowane bożnice w Koczinie odwiedzane już tylko przez turystów są znakiem tego końca. Co się stało, że Żydzi uniknąwszy prześladowań po zburzeniu świątyni jerozolimskiej, a potem  uszedłszy przed Inkwizycją,


 


na ziemi, gdzie mogli w pełni rozkwitnąć 


 


doszli do momentu, który opisuje tytuł tej książki – ostatni Żydzi w Kerali. Zanim do tego doszło dostosowali się tu do każdej władzy: hinduskiej, portugalskiej, holenderskiej i angielskiej. Stanowiąc tak mało liczną grupę nie stanowili zagrożenia jakim dla hinduskiej społeczności były dużo liczniejsi tu chrześcijanie czy muzułmanie.


 

keralscy muzułmanie - ślub


Ich historia i teraźniejszość jest tematem tej książki. Gorąco polecam!