Sloneczniki

Sprawy rodzinne (Rohinton Mistry)


Wydawnictwo Akademickie DIALOG
Warszawa 2006
z ang. tłum. Monika Nowakowska
oryg. "Family Matters" 2002

 


Nariman Wakil to siedemdziesięciokilkuletni Pars, były nauczyciel literatury angielskiej z powodu postępującej choroby Parkinsona poddany trosce swoich pasierbów. Czterdziestopięcioletni, głuchy Dźal skłonny jest na każdym kroku do ustępstw, ale jego dwa lata młodsza, zgorzkniała w staropanieństwie siostra Kumi stosuje wobec ojczyma surowy reżym, czyniąc z jego życia więzienie. Gdy pewnego dnia Nariman podczas spaceru potyka się, łamiąc sobie nogę, konieczność pomocy w załatwianiu biologicznych potrzeb przerasta pełną wrogości do ojczyma Kumi. Odwozi ona go ambulansem do jego rodzonej córki, Roksany. W ciasnocie dwóch pokoików zamieszkałych przez Roksanę z mężem Jezadem i dwójką synów, dziewięcioletnim Dżehangirem i trzynastoletnim Muradem trud codziennej opieki nad ojcem przemienia całą rodzinę....




Tę powieść umiejscowioną w środowisku Parsów, w Bombaju na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku, w czas poddania miasta władzy faszyzującej, skrajnie hinduskiej partii Śiwa Sena,


 

static.ibnlive.com - Bal Thackeray - przywódca Śiv Seny


czyta się bardzo dobrze. Z ciekawością, jak bohaterowie sprostają czasowi próby - w kim z nich wzrośnie zawziętość, kogo trudności życiowe popchną do złamania wyznawanych zasad, a kto dojrzeje do pojednania.

Sięgając po książkę szukałam w niej Mumbaju i świata Parsów.


 

nimg.sulekha.com


Znalazłam życie rodziny. Tytuł książki


 

 

ma podwójne znaczenie. Można go tłumaczyć "sprawy rodzinne", ale i "rodzina jest ważna". I ta, z której wyrastamy i ta, którą tworzymy. Bohater powieści, Nariman zakładając rodzinę poddaje się presji rodziców nie wyobrażających sobie, aby ich syn, Pars mógł z miłości związać się z chrześcijanką. Zgodnie z głoszoną w Indiach zasadą, że najtrwalsze szczęście daje spełnienie oczekiwań rodziców, lepiej mu poślubić obcą wdowę z dwojgiem dzieci niż miłość swojego życia. Ta decyzja wyznacza jego relacje z żoną, pasierbami i ich stosunek do Roksany, córki, urodzonej w tym małżeństwie.  Siedemdziesięciotrzyletni Nariman, uwięziony z powodu choroby w łóżku, żyje przeszłością. Wspominając. Nie licząc na skurczoną do kilku lat przyszłość. Jego teraźniejszością jest choroba i związana z nią zależność od innych. Bezsilność wobec upokorzeń i obrzydzenia budzonego w pasierbicy, wdzięczność za troskliwość i opiekę w rodzinie córki.

Stopniowo odsłania się przed nami jego przeszłość i wynikające z niej zrozumienie dla żalu, który pozostał w piędziesięcioletnich pasierbach. Poznając jego życie (podobnie jak w "Przepaść między nami") oswajamy się ze światem mumbajskich Parsów. Dumnych ze swego znaczenia budowniczych przemysłu bombajskiego, fundatorów szpitali, uniwersytetów, bibliotek,  dziś stanowiących zagrożoną wyginięciem wspólnotę.  Możemy być świadkami ich codziennych modlitw,


ale i świąt parsyjskich, czy wizyt w świątyni ognia.


 

newsimg.bbc.co.uk


Historia bohaterów przebiega zazwyczaj w zamkniętych przestrzeniach dwóch mieszkań, świątyni, szpitala i szkoły synów Roksany.  Jednak z Jezadem, mężem Roksany wędrujemy codziennie do pracy w sklepie sportowym. Mierząc się z problemami nękającymi miasto. Z trudem walcząc o wejście do zatłoczonego pociągu. Czujnie trzymając się blisko drzwi, by móc wysiąść na swojej stacji. Codziennie spotykając w sklepie Husajna zatrudnionego w ramach akcji reintegracji muzułmanów. Dręczonego wspomnieniem płonących jak pochodnia


 

toptenz.net


żony i dzieci, podpalonych przez bojówki Shiv Seny. Nasz niepokój budzi ta skrajnie hinduska organizacja kontrolująca miasto


  

mtholyoke.edu


z pomocą swoistej policji nomenklaturowej, tropiącej na przykład użycie,  wyprowadzonej z czasu brytyjskiej kolonizacji, nazwy Bombaj zamiast Mumbaj.

Jezad poprzez przyjaźń z Wilasem pozwala nam też zobaczyć Indie z interioru.


 

4.bp.blogspot.com - Himachal Pradesh


Między najbardziej odległymi wsiami subkontynentu, a ich synami z głodu szukającymi pracy w Mumbaju (chciałoby się przekornie powiedzieć Bombaju) trwa ciągła więź listów. Analfabetyzm wielu wieśniaków zmusza ich do korzystania z pomocy pisarza listów.



Wilas pełni taką rolę, poznając losy różnych ludzi, często konfrontując się z ich rodzinnymi dramatami. Traktuje on pisanie listów w imieniu innych jak misję. Uważa, że gdyby mógł pisać listy za każdą z osób na ziemi, odczytując jej to, co piszą do niej najbliżsi, mógłby spojrzeć na ziemię okiem Boga.

Czytanie tej książki to dla mnie powrót do Mumbaju. Zanurzenie się w jego tłumie, wypatrywanie znajomych miejsc, wchodzenie w  nieznane.  Budzi to we mnie tęsknotę za miastem. Mimo że jawi się ono tutaj jako miejsce, gdzie niełatwo się żyje. Trudne do wytępienia myszy i karaluchy w kuchni, zbieranie wody w wyznaczonych godzinach, gdy nie jest ona odłączana. By umyć codziennie w upały chorego człowieka.  Strach, który ogarnia ludzi, gdy widzą kogoś, kto spisuje listę lokatorów domu. Natychmiast  odzywa się wspomnienie pogromów na muzułmanach, tropionych według list mieszkańców, rozpoznawanych po nazwiskach.  Echo 1992/93


  roku wciąż odczuwalne w tym mieście. Kałuże w uszkodzonych chodnikach, ulice zamieniane w rwące strumienie w czas monsunów.


 Dwanaście milionów ludzi. Dwuzmianowe mieszkania. Tylko do spania.  "Wieczny atak" hałasu  ulicznego. Ale i radość tego ciągłego ruchu,


 ożywienia.


Ulica, która jest rzeką kramów z zapachami wciąż przyrządzanego jedzenia, obok fryzjera, któremu do pracy wystarczy  brzytwa, klient i stołek. Z widokiem na teatr uliczny. Zatrzymując się na chwilę możemy zobaczyć, co boli Indie


 - "Palenie wdów", "Morderstwa dla posagu", "Zmorę komunalizmu". Czasem na wesoło o absurdach sytemu kartkowego i przekupywaniu posłów. Teatr ten rodzi się spontanicznie. Od bójki czy kłótni przykuwającej uwagę przychodniów. Tłum nie od razu orientuje się, że stanowi widownię teatru. Ale sama ulica też wydaje się być sceną. Można patrzeć i patrzeć!


 Na przykład na mężczyznę jak muzyk qawwali siedzącego po turecku na zaopatrzonej w koła ladzie. Łączy on w girlandy pomarańczowe nagietki i biały jaśmin. Wzmocnią one potem przed posągami bogów żar modlitw, zapachną wplecione w warkocze dziewczyn, 



 podtrzymają pamięć zawieszone na fotografiach zmarłych rodziców. W bocznej uliczce dostawca warzyw wkłada je do kosza podciąganego na sznurze kilka pięter w górę. Rozkopana ulica. W dolach mężczyźni z kilofami i łopatami. Wyżej kobiety w koszach na głowach dźwigające gruz i ziemię.  W opisach Rohintona Mistry czuje się, że miasto obdarzono wielką miłością


 drżąc o jego przyszłość. "Mój ukochany Bombaj jest ofiarą gwałtu", pisze RM, który opuścił miasto mając dwadzieścia trzy lata i teraz tęsknotę za nim wyraża chodząc po jego ulicach wraz z bohaterami swoich powieści. Zakochanych w mieście tak jak szef Jezada Kapur. "Bombaj przetrwał powodzie,


epidemie, plagi, susze, awarie kanalizacji i ścieków. Całe ciśnienie populacji. W jego sercu jest miejsce dla każdego, kto chce sobie tutaj stworzyć dom
". I rzeczywiście. Tysiące, dziesiątki tysięcy wciąż przybywają do miasta uciekając od głodu na utraconej za długi ziemi. Czternaście milionów. "Połowa z nich żyje w slumsach,

 je i sra w miejscach nieodpowiednich nawet dla zwierząt. Niezły sposób dzielenia się darem Bombaju
".  - taka jest odpowiedź na zachwyt miastem z trudem walczącego o utrzymanie swej rodziny Jezada. Ciężar opieki nad chorym teściem doprowadza rodzinę do głodu. Jezadowi obcy jest podziw szefa Kapura, dumnego z życia w miejscu, gdzie w każdej chwili ktoś gotów jest w porannym tłoku podmiejskich pociągów


 zawierzyć życie obcym ludziom. Oderwawszy nogi od peronu zawisnąć tylko na ramionach ściśniętych ludzi licząc, że wciągną go do środka wagonu, w którym wydaje się już nie być miejsca dla nikogo.  I cud dzieje się. Nawet jeśli na sześć milionów codziennych pasażerów mumbajskich kolei każdego dnia dziesięć osób ginie. "Ręce wyciągają się ku pomocy...jakby to była rutynowa procedura podróżowania do pracy. Czyje to ręce i kogo chwytają? Hindusów, muzułmanów, dalitów, parsów, chrześcijan?" Bombaj dumny jest ze swojej różnorodności, choćby co rano stłoczonej w podmiejskich pociągach,  w tych samych pociągach, w których w 2006 roku wybuchło siedem bomb zabijając dwieście dziewięć osób. Zrównanych w śmierci niezależnie od wyznania.

Tak, zarówno Bombaj, jak i Mumbaj w tej książce robi na mnie duże wrażenie. Niemniej jednak przeżywam los głównego bohatera. Lekcję pomocy, jakiej uczą się pomagający mu w chorobie. "Pomaganie starszym w tej wędrówce to jedyna droga, by się o niej czegoś nauczyć. A cała sztuka polega na tym, by pamiętać te naukę, gdy nadejdzie nasz czas".
Wiem, jak to jest być przy kimś bliskim w chorobie. W bezsilności, że nie można za niego, duszącego się, oddychać. Bezradnie patrząc, jak wzdraga się przed każdym  dotykiem skóry umęczonej zastrzykami, jak walczy, by wyjść z ciemności niewidzenia, jak zmaga się z każdym krokiem, by móc poruszać się poza domem.
Noriman to bohater skazany na bezruch łóżka, zdany na cudzą troskę.  "O ileż lepsze byłoby życie, gdybyśmy pamiętali o końcu. Dźwiganie własnej śmierci na co dzień  nie pozwalałoby tak łatwo marnować czasu na nieuprzejmość, złość i zgorzknienie, na to, co błahe i małostkowe. W tym tkwi tajemnica: pamiętaj o czasie śmierci, żeby usunąć głupotę i brzydotę z czasu życia".  Wdzięczna jestem Rohintonowi Mistry


 za te słowa. I za historię, która pokazuje, jak cudza słabość, konieczność zdania się na nas, może wyzwolić w  nas dobro lub zło.  Można dojrzewać przepoczwarzając się z egoizmu we współczucie.