3 (Three) - z tobą na dobre, ale nie na złe
Reżyseria: Aishvarya Dhanush (debiut)
Scenariusz: Aishvarya Dhanush
Zdjęcia: Velraj (Aadukalam)
Muzyka: Anirudh Ravichander (debiut)
Obsada: Dhanush, Shrutee K. Haasan
Premiera: 2012
Język: tamilski
Ocena: IMDb 6.7/10
Ram (Dhanush) wracając ze szkoły spotyka na ulicy dziewczynę, na którą chciałby patrzeć i patrzeć. Mimo, że jego ciągłe śledzenie jej wzrokiem początkowo przeraża Janani (Shruti K. Haasan), z czasem także i w niej budzi się ciekawość jego, pragnienia jego obecności. Wyznawszy sobie pewnego razu miłość, zaczynają się cieszyć spotkaniami, rosnącą przyjaźnią. Nie umieją się rozstać (Ram gotów jest za nią jechać nawet na pielgrzymkę do Thirupati, by ujrzeć ją choćby z daleka).
światynia koło Tirupati
Aż do dnia, gdy okazuje się, że jej rodzina po wielu latach zabiegów doczekała się wizy amerykańskiej. Janani musi wyjechać do Ameryki na studia. Zrozpaczony Ram nie może się pogodzić z jej utratą. Para decyduje się zawalczyć o swoją miłość....
Moją uwagę przyciągnęła obecność córki Kamala Haasana, Shruti Haasan w roli Jawani.
W ogóle film uwikłany w koligacje rodzinne. Debiutuje nim jako reżyser córka Rajinikantha, Aishvarya Dhanush
w roli głównej obsadzając swego męża Dhanusha.
Film jest formą wspomnienia pewnej miłości. To, co miało się zdarzyć, już się zdarzyło. Dopełniło i urwało. Teraz przeżywając z bohaterką żałobę możemy wspominać czas, gdy wszystko było dopiero obietnicą, gdy miłość rodziła się w niewinnych spojrzeniach, w pierwszym dotyku, spłoszeniu pocałunkiem w policzek. Warkocze, podręczniki, w ławkach szkolnych, powroty rowerem do domu.
To mi się oglądało całkiem nieźle. Pewna nieporadność, świeżość uczuć. Potem próba tej miłości. Kiedyś młodych rozdzielały plany małżeństw aranżowanych przez rodziców, inna kasta, inna religia, dziś może to być też wiza do USA. Rozpacz Rama wyrażana w ucieczce w odurzenie w piosence śpiewanej przez Dhanusha - Why This Kolaveri Di . A potem, gdy bycie razem okazuje się możliwe, strach przed własnym ojcem. Tę relację pokazano w zastanawiający sposób. Z jednej strony ojciec (Prabhu) jest kimś na kim Ram może polegać, kimś, kto docenia jego potrzebę prywatności nie upierając się przy aranżowanym małżeństwie, życiu w wielopokoleniowej rodzinie (kupuje mu oddzielne mieszkanie), z drugiej strony budzi w nim strach uniemożliwiający zwierzenie się.
Wątek mangalsutry. Pierwszy raz widzę ją zawiązywaną na dyskotece, bez oprawy ślubu hinduskiego, symboliki obchodzenia ognia, rozjaśnionych oczu świadków z rodziny.
Wątek tajemniczej śmierci, opłakiwania męża przez Jawani zamiast budzić we mnie współczucie drażnił mnie. Nie wierzyłam w tę część historii, choć zazwyczaj motyw niemożności kontrolowania swoich emocji, mierzenia się z szaleństwem w sobie ciekawi mnie (np w Vaddakumnathan) i rozumiem obawę bohatera, że ujawniając się z chorobą sprawi, że w najbliższej osobie wzbudzi zamiast miłości strach.
Od pewnego momentu wyczekiwałam już końca filmu.
Scenariusz: Aishvarya Dhanush
Zdjęcia: Velraj (Aadukalam)
Muzyka: Anirudh Ravichander (debiut)
Obsada: Dhanush, Shrutee K. Haasan
Premiera: 2012
Język: tamilski
Ocena: IMDb 6.7/10
Ram (Dhanush) wracając ze szkoły spotyka na ulicy dziewczynę, na którą chciałby patrzeć i patrzeć. Mimo, że jego ciągłe śledzenie jej wzrokiem początkowo przeraża Janani (Shruti K. Haasan), z czasem także i w niej budzi się ciekawość jego, pragnienia jego obecności. Wyznawszy sobie pewnego razu miłość, zaczynają się cieszyć spotkaniami, rosnącą przyjaźnią. Nie umieją się rozstać (Ram gotów jest za nią jechać nawet na pielgrzymkę do Thirupati, by ujrzeć ją choćby z daleka).
światynia koło Tirupati
Aż do dnia, gdy okazuje się, że jej rodzina po wielu latach zabiegów doczekała się wizy amerykańskiej. Janani musi wyjechać do Ameryki na studia. Zrozpaczony Ram nie może się pogodzić z jej utratą. Para decyduje się zawalczyć o swoją miłość....
Moją uwagę przyciągnęła obecność córki Kamala Haasana, Shruti Haasan w roli Jawani.
W ogóle film uwikłany w koligacje rodzinne. Debiutuje nim jako reżyser córka Rajinikantha, Aishvarya Dhanush
w roli głównej obsadzając swego męża Dhanusha.
Film jest formą wspomnienia pewnej miłości. To, co miało się zdarzyć, już się zdarzyło. Dopełniło i urwało. Teraz przeżywając z bohaterką żałobę możemy wspominać czas, gdy wszystko było dopiero obietnicą, gdy miłość rodziła się w niewinnych spojrzeniach, w pierwszym dotyku, spłoszeniu pocałunkiem w policzek. Warkocze, podręczniki, w ławkach szkolnych, powroty rowerem do domu.
To mi się oglądało całkiem nieźle. Pewna nieporadność, świeżość uczuć. Potem próba tej miłości. Kiedyś młodych rozdzielały plany małżeństw aranżowanych przez rodziców, inna kasta, inna religia, dziś może to być też wiza do USA. Rozpacz Rama wyrażana w ucieczce w odurzenie w piosence śpiewanej przez Dhanusha - Why This Kolaveri Di . A potem, gdy bycie razem okazuje się możliwe, strach przed własnym ojcem. Tę relację pokazano w zastanawiający sposób. Z jednej strony ojciec (Prabhu) jest kimś na kim Ram może polegać, kimś, kto docenia jego potrzebę prywatności nie upierając się przy aranżowanym małżeństwie, życiu w wielopokoleniowej rodzinie (kupuje mu oddzielne mieszkanie), z drugiej strony budzi w nim strach uniemożliwiający zwierzenie się.
Wątek mangalsutry. Pierwszy raz widzę ją zawiązywaną na dyskotece, bez oprawy ślubu hinduskiego, symboliki obchodzenia ognia, rozjaśnionych oczu świadków z rodziny.
Wątek tajemniczej śmierci, opłakiwania męża przez Jawani zamiast budzić we mnie współczucie drażnił mnie. Nie wierzyłam w tę część historii, choć zazwyczaj motyw niemożności kontrolowania swoich emocji, mierzenia się z szaleństwem w sobie ciekawi mnie (np w Vaddakumnathan) i rozumiem obawę bohatera, że ujawniając się z chorobą sprawi, że w najbliższej osobie wzbudzi zamiast miłości strach.
Od pewnego momentu wyczekiwałam już końca filmu.