Sloneczniki

Masala - Max Cegielski

Autor:  Max Cegielski
Rok I wydania: 2002
Język: polski
Gatunek: reportaż z podróży

                        

Autor bardzo osobiście (choć pisząc o sobie w trzeciej osobie) opisuje swoja podróż po Indiach 1999/2000, przedstawia swoje przeżycia odwołując się często do wspomnień niedawno zakończonego leczenia w ośrodku dla narkomanów w Głoskowie.Uwikłany w dramat rozpadającego się związku z dziewczyną. Jedzie do Indii, które, jak pisze, uznaje za "bycie inaczej". Ale już pierwszego dnia czuje się "przerażony smakiem Indii". Wątpi w sens podróży, która nadal jest więźnięciem w sobie ("Jaki to ma sens, jeśli więcej miejsca zajmujemy MY niż Indie?) W książce przedstawiono podziw dla sikhów, rozdrażnienie nadużyciami policji, wrażenia z filmów Hey Ram(w oczach M.Cegielskiego ożywianego tylko obecnością Shah Rukh Khana) i z Phir Bhi Dil Hai Hindustani(z robiącą na autorze wrażenie sceną solidarności tłumu broniącego skrzywdzonego człowieka). Autor zastanawia się nad powodami, dla których Zachód rwie się do poznania Wschodu ("Poszukujemy czy uciekamy?Uciekamy, żeby szukać?"), pisze o tych, którzy przyjechawszy do Indii żyją tak jakby nadal byli w swoim świecie, opowiada nam o specyfice podróżowania po Indiach zatłoczonym pociągiem, patrząc na tłumy żebrzących pyta za Kapuścińskim "Czy głodny może być prawdziwym przyjacielem najedzonego?", ale i z czasem zaczyna "uodparniać się na biedę". Dyskutuje o równowadze "na linii Chiny- Pakistan- Indie", która "polega też na tym, że dopóki Indie nie nie wtrącają się do sprawy Tybetu, Chiny nie mówią nic w kwestii Kaszmiru". Podróżując pragnie poczuwszy "na własnej skórze, że można żyć inaczej" zmienić się. Zwiedzamy z nim kolejno Delhi, Dżajpur,

               

Agrę (ale bez Taj Mahal, bo przekornie autor nie chce obejrzeć tego, co oglądają wszyscy), czy świątynie w Khadżuraho.

              

               

"Poszukuje słynnych mistycznych Indii" w Waranasi nad Gangesem,

              

w Sarnath i miejscu oświecenia Buddy w Bodh Gaja, ale też w poświęconym Krisznie Majapur- "kombinacie do zbawiania duszy", czy w świątyniach Sziwy (Tiruvanamalai, Ćidambaram). Rozczarowuje się centrum duchowo-sportowym w Pondicherry i Mahabalipuram.

               

Cytuje medytującego Basavę. Zwiedza też Punę, Trichy, Kalkutę, Andamany

                

i Mumbaj. Przedstawia nam postać Osho (Bhagwana Shree Rajneesha).

Max Cegielski pisze o tym wszystkim często szyderczo, kpiąco, czasem czymś poruszony, ale wciąż żartując, narzucając swoje spojrzenie,obnażając siebie, czasem przejmująco szczerze, czasem zbyt obnażając siebie, prowokując czytelnika (mój opis z wikipedii)

 

Moja opinia:
Gdy 8 lat temu M.C. podróżował po Indiach były one dla mnie tylko nazwą. Nie budząca uczuć garstką skojarzeń. Dziś szukam ich w różnych książkach, filmach. Wędruję przez nie myślą z różnymi ludźmi. Taką podróż obiecywałam sobie tez po ''Masali''. Bunt we mnie budziła jednak osoba M.C. Ja chciałam Indii, a on mi je przesłaniał nadmiernie zajmując się sobą, swoją poszarpaną relacja z dziewczyna, swoimi narkomańskimi problemami, wspomnieniami leczenia w Głoskowie. Raziły mnie jego wulgaryzmy, skupienie na sobie. Nie chciało mi się z nim podróżować, ale ze stronicy na stronicę godziłam się, że gdzie nie spojrzy widzi naćpanych (a co ma widzieć świeżo po leczeniu nałogu?), że tyle wokół niego podpitych travellersów z Europy. Gdy nie chciał widzieć Tadź Mahal, bo jak obrażony chłopiec nie ogląda tego, co podziwiają wszyscy, powiedziałam sobie: trudno. Widziałam Indie oczyma Mroziewicza, Kapuścińskiego, Mazura, Giełżynskiego, Piekarowicza, czy ostatnio Pałasinskiego, zobaczę i jego oczyma. I wtedy zaczęłam się już cieszyć tym, co czytałam, smakować zdania typu tego o wolontariuszach przyjeżdżających z Zachodu pomagać w organizacji Matki Teresy:"Nikt nie wpada na pomysł, że można to również robić w domu. Pomaganieinnym jest taka samą atrakcją turystyczną jak przejażdżka na słoniu".

Jest jednak jeden obraz stworzony przez M.C., który przyjęłam na wpół z gniewem na w pół ze smutkiem. Wizja Sziwy zwyciężającego Jezusa przedstawiona została z tak obleśną wulgarnością, że zastanawiam się nad granica wolności piszącego. Ktoś pisze. Ja czytam. Ale czasem czytam ryzykując, że że ktoś zwymiotuje mi do mózgu całe swoje bawiące się przekorą zagubienie. Nie chce tego jego obrazu w mojej głowie.

Inne omówienie ksiżki na http://www.poczytaj.pl/106506 .