Sloneczniki

Ek Main Aur Ekk Tu - na modłę zachodnią

Reżyseria: Sahkun Batra (debiut)
Scenariusz: Shakun Batra (debiut), Ayesha DeVitre (stylistki fryzur debiut)
Premiera: 2012
Produkcja: Karan Johar
Obsada: Imran Khan, Kareena Kapoor, Boman Irani
Język: hindi
Muzyka:Amit Trivedi ("Udaan", "Dev D", "Wake Up, Sid")
Zdjęcia: david McDonald (debiut)
Gatunek: komedia miłosna
Tytuł: ty jeden i ja jedna
Ocena: IMDb 5.9/10


एक  मैं  और  एकक  तू




Jego, Rahula Kapura (Imran Khan), jedynaka z bogatego domu, przedstawiciela Indii pnących się coraz wyżej w karierze,  od dziecka tresują na zwycięzcę. Ją Rianę Braganza (Kareena Kapoor) wychowują  w swobodzie i szczerości. "Cieszysz się, że zdobyłeś srebrny medal - słyszy od ojca dziewięciolatek - ty tylko przegrałeś złoty". W ostateczności rezultat treningu jest opłakany. Sztywny, przerażony młody człowiek, który zapomina języka w obecności swego ojca. Działa, jak programy przerzucane przez pilota w ręce rodzica. Ostatni program ma tytuł: architekt zdobywający doświadczenie w wielkiej amerykańskiej firmie w Las Vegas. Przed podbojem indyjskich rynków. Ale Rahul traci pracę i szuka pomocy u psychoanalityka. Spotykając tam wściekłą po rozczarowaniu związkiem z mężczyzną Rianę. Jest Wigilia Bożego Narodzenia i dwójka samotnych za namową Riany spędza ten czas - jak wielu młodych Amerykanow wokół nich - w barze. Pijąc na umór.


 I rano budząc się jako para małżeńska. Ku niezadowoleniu obu stron. Teraz łączą ich zabiegi o rozwód...



Jak tylko zobaczyłam Las Vegas, już wiedziałam, że wprowadzono je po to, by za chwilę bohaterów połączył ślub po pijaku. Bardzo daleki od realiów indyjskich, nawet jeśli boom gospodarczy sprawił, że miasta indyjskie gorliwie naśladują Zachód. Czy to w ostatniej książce Pamuka ("Biały zamek") czytałam o Wschodzie skazanym na upodobnienie się do Zachodu? Stąd jak mówi bohater: rodzice dzielą się na dwie kategorie: ci, co pozwalają dzieciom na cukierki i coca colę i ci od zasad, którzy tego zabraniają. Coca colę wprowadzono na rynek indyjski lata temu, potem wyrzucono. Po liberalizacji rynku w 1991 roku Amerykanie wrócili z nią na indyjski rynek z prowokującym Indusów sloganem "We're Back!".
To jakby amerykański film z indyjskimi aktorami. Nie chodzi tylko o to, że jak "Dostana", "Kal Ho naa Ho", czy "Dil Chahta Hai" i inne dzieje, się wśród Indusów poza granicami Indii.  To raczej sprawa motywów i wartości: Las Vegas, rozwód tylko trochę mniej szybki niż ślub po pijaku, święto religijne przeżywane poza rodziną, w barze, pomoc szukana na kozetce psychoanalityka.
Sztywny w swej grze (naprawdę podobał mi się dotychczas tylko w debiucie "Jaane Tu Ya Jaane Na") Imran Khan gra przestraszonego naiwniaka, którego wrogiem są - jak mówi się w filmie:nie jak w sytuacji Bhagata Singha Brytyjczycy - ale dokuczający sobie rodzice. Mały, zaledwie dwudziestopięcioletni chłopiec w końcu dorasta do buntu. Siłę do tego daje mu Riana. To ona pomaga mu wyjść z pancerza lęku  i narzuconych  form. Rahul  zakochuje się, ku oburzeniu rodziny, we fryzjerce ( o przepraszam, w hairstylist).



Światełkiem w tym filmie jest Kareena Kapoor, na którą patrzę z przyjemnością (choć niedawno ją widziałam w "Agencie Vinod"). Na roześmianą, ale i na zasmuconą   na huśtawce (zastanawiając się, czy nie sprawić sobie takiej w domu)


Podsumowując: pęd do pieniądza i pozycji społecznej, nacisk oczekiwań rodziców, "czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie", przemiana mięczaka (oczywiście, pod wpływem miłosci) i podróbka Zachodu z nalepką made in India. A i jeszcze krzyk wyzwolenia o brzasku z widokiem na Mumbaj nad brzegiem Arabskiego Morza.
Naiwny, nieprawdziwy, można sobie darować. Ale można też  obejrzeć, jeśli się bardzo lubi Kareenę ("Chameli", "Omkara")