Sloneczniki

Naga Asu (Konrad Wilk)

Zysk i s-ka wydawnictwo
Poznań 2011
Naokoło świata

 

Kambodża. Tajlandia. Birma.  Bangladesz. Nepal i Indie. A czasem powroty myślą do Afryki.  Tę przestrzeń obejmuje opowieść. O podróży przeżywanej to samemu, to z dziewczyną, przy Tadź Mahal poproszoną o rękę, więc dalej już narzeczoną.
Jak to się mówi - wartka akcja, wiedza o obyczajach poznawana i przedstawiana w dialogach. Chwilami zdarza mi się jednak autorowi nie wierzyć. Podróż wydaje się być opisem prawdziwych zdarzeń, ale trudno mi np uwierzyć w ocalenie od kuli maoistowskich partyzantów w Nepalu,


 dzięki znajomości "Giaura" Byrona. Słowa poezji piękne:

("bo własne tylko upodlenie ducha
Ugina wolnych szyję do łańcucha")

ale przypadek, że znają te same fragmenty autor i partyzant nepalski wydaje mi się nieprawdopodobny. Zastanawiam się więc, ile w reszcie opowieści prawdy, ile fikcji literackiej (w relacjach z podróży lubię prawdziwość doświadczeń).
Mimo tych wątpliwości podziwiam  otwartość autora. Jedzie pociągiem do Varanasi. Jeśli po drodze trafia się spotkanie z ludźmi jadącymi właśnie na ślub, nie waha się wysiąść z nimi, by móc wziąć udział w weselu. Zaimponował mi też odwagą włóczenia się po niebezpiecznych terenach Nepalu. Kontrolowanych przez komunistycznych partyzantów.
Konrad Wilk opowieść swoją zaczyna od Kambodży. Zachwycony  wchłanianymi przez dżunglę poświęconymi Buddzie i Wisznu świątyniami w Angkor.


Spełniając tym marzenie zrodzone kiedyś podczas oglądania jednego z licznych albumów "Cuda świata". Obudzić marzenie - spełnić plan.
W jego relacjach z Nepalu poruszyła mnie legenda na temat narodzenia się kultu  żywej bogini: Kumari Devi. Kumari (inaczej dziewica) uchodzi za dziecięce wcielenie nepalskiej wersji Durgi (Taledźu),


 czczonej tam przez hindusów i buddystów. Uważa się, że bogini opuszcza ciało dziewczynki, gdy przeżywa ona pierwszą miesiączkę. Skąd ten kult? Jedna z legend głosi, że  w XVII wieku ostatni z władców nepalskiej dynastii Malla, król Dźajaprakaś posiadł małą dziewczynkę. On  zaspokoił swoją  żądze, ona zmarła. Dręczony poczuciem winy odkupienie  król znalazł  we śnie, który podpowiedział mu, że musi znaleźć dziewczynkę, która będzie wcieleniem Taledźu, następnie otoczyć ją czcią i co roku prosić o błogosławieństwo.
 
Inna rzecz, która mnie uderzyła to sprawa pomocy międzynarodowej. KW pisze o niej przy okazji podróży po Bangladesz.

O pożyczkach udzielanych krajom Afryki, Azji uzależniających je od krajów bogatych. Pod pozorem pomocy trwa eksploatacja czyniąca świat białych jeszcze bardziej bogatym, a  pozostałe kontynenty wpędzająca w skrajną nędzę. KW cytuje J. F. Kennedy'ego: "Pomoc międzynarodowa to środek zachowania przez Amerykę wpływu i kontroli nad światem, który mógłby zapaść na chorobę komunizmu". Cel: uzależnić głodnych od cudzej pomocy np żywnościowej. KW pisze krytycznie o ONZ (Organizacji Narodów Zachłannych), której pieniądze są nie tyle źródłem pomocy biedniejszym,


 ile źródłem rosnących dochodów dla pracowników.


 Krytykuje nabijanie  pieniędzmi na pomoc kabzy dyktatorom, wyśmiewa się z nieadekwatności wysyłanych produktów (produkty do odchudzania dla głodującej Somalii). Jak indyjska antyglobalistka Arundhati Roy KW maluje przed nami obrazy marnotrawstwa godzącego w ludzi. Bank światowy wprowadził w Brazylii program, który kraj kosztował 500 mln dolarów. Przesiedlono setki tysięcy biedaków z południa na obszary dorzecza Amazonki. Mieli karczować lasy i żyć z uprawy. Ziemia okazała się zbyt jałowa pod uprawę, więc wycinano coraz więcej lasów, a ludzie głodowali. Codziennie około tysiąca dzieci umierało z głodu. Ludzi przesiedlono z powrotem znów wydając na to ogromne fundusze. Mimo ewidentnej klęski Światowy Bank powtórzył tę historię w Indonezji, z podobnym skutkiem. A tamy budowane  za wielkie fundusze, wysiedlanie milionów ludzi, zanikanie plemion etnicznych?  Na 189 projektów Światowego Banku 106 oceniono bardzo źle. Brytyjski ekonomista Lord Bauer powiedział "Trzeci świat stworzony został przez międzynarodową pomoc" - bez międzynarodowej pomocy nie byłoby Trzeciego Świata". Jak to działa:  Podarunek w postaci pożyczki. "Pomoc to przeprowadzenie własnych inwestycji bez konsultacji z zainteresowanymi za pożyczone zainteresowanym pieniądze". "By spłacać te pożyczki, zaciąga się nowe"
KW pisze, że zanim ruszyła "pomoc" Afryka była samowystarczalnym producentem żywności. Od czasu gdy Afryka korzysta z "pomocy"


 PKB spada rocznie o 3,5 %. 7 na 10 Afrykanów żyje w skrajnej nędzy. Najwyższy wskaźnik umieralności niemowląt na świecie, najniższa średnia życia, najwyższy analfabetyzm.
Pisząc o Birmie KW pisze o strachu i pragnieniu wolności. Opisuje mord na Aung Sanie, wyzwolicielu Birmy spod kolonizacji  brytyjskiej,


dokonany wkrótce potem jak został on premierem wyzwolonego kraju, wspomina o jego córce Aung San Suu Kyi, której życie po wygranych wyborach  uratowała Pokojowa Nagroda Nobla.


Cieszy go chwila zgubienia się gdzieś w Birmie, na rowerze, spotkania z ludźmi, karmią go ich uśmiechy. Lubię jego ducha przygody i to, że podróż przeżywa w ciągłym dialogu z ludźmi, korzystając z ich gościnności, włączając się w ich życie. Uciekając od "stada szarańczy" - turystów pstrykających aparatami  świątynię Słońca w Pagan

 (zastanawiam się na ile ja w Indiach byłabym w tej sytuacji przedmiotem jego kpiny, pogardy prawdziwego podróżnika, który szuka ludzi, nie zabytków, sensu i siebie, a nie wrażeń)
Co KW pisze o Indiach? Zaczyna swoją podróż  w Himalajach  na 3500 m. n. p. m. od Leh,

stolicy Ladakhu. Klasztory buddyjskie, echo wojny o Kaszmir, choroba wysokościowa,  rozmowy z cytatami Krishnamurtiego ("Gdybyśmy naprawdę kochali nasze dzieci, na świecie nie byłoby wojen"), wspomnienie hinduskiego mistrza z VIII wieku, Padmasambhawy,


który  sprowadził buddyzm do Tybetu.
Kolejny raz swoją podróż po Indiach zaczyna od Radżastanu - pustynia Thar, złociste miasto Dźajsalmer,



 safari na wielbłądach.


 Klasyka turysty. Burza na pustyni?  Najświętsze miasto Radżastanu, - Puszkar nad świętym jeziorem,


 anegdota o turyście z Europy pytającym Indusa, gdzie tu toaleta i odpowiedź: w Indiach toaleta jest wszędzie.  Osaczenie przez chcących zarabiać na turyście.
Kolejny etap: Agra w Uttar Pradesh - do Tadź Mahalu jedzie każdy. Choćby w wyobraźni.


 Dla KW to miejsce zaręczyn i udręka biegunki.
Pociągiem do Benares i spontaniczne podążanie za zaproszeniem na wesele, a tam rozmowy o aranżowanych małżeństwach, honorze rodziny, niezgodzie na małżeństwo z miłości. I o pozycji kobiety w Indiach, strachu przed jej seksualnością ("eposy "Ramajana" i "Mahabharata" dotyczą walki o kobietę), która może mężczyźnie stanąć na przeszkodzie w drodze do mokszy (wyzwolenia z kręgu wcieleń), utrudniając mu osiągnięcie czwartego stanu rozwoju duchowego, sannjasy, którego udziałem jest celibat. Poskramianie kobiety poprzez poddanie jej kontroli mężczyzn - ojca lub brata, potem męża, a na końcu syna.


Wzory wg których ma żyć - Parwati, żona Śiwy, Radha Kryszny czy Sita, żona Ramy. Zakaz rozwodów, zakaz ponownego zamążpójścia wdów, sati - wdowa po śmierci męża wchodząca kiedyś na stos, na którym ma spłonąć z ciałem męża. Wymuszanie posagów. Z tego obrazu wyrastają dzisiejsze statystyki - w Delhi 95,5 % aborcji


 dokonuje się na dziewczynkach.


W Nepalu 40% dziewczynek wychodzi mąż przed 14 rokiem życia.Ostatnie 3 lata w Indiach - 11 259 morderstw na kobietach dokonanych przez męża lub jego rodzinę. W Pakistanie 34% mówi o torturach, 37 % o gwałtach ze strony męża i mężczyzn z jego rodziny, 64% po ślubie zabrano ich majątek. 45% kobiet w Azji jest bitych (nawet w ciąży). Wątek wesela wprowadza postać hidźry

       
4.bp.blogspot.com

 - trzeciej płci w Indiach, mężczyzn przebranych za kobiety. na uroczystościach weselnych wymuszają datki  grożąc zniszczeniem radosnej atmosfery wesela. Na tym, na który zaproszono KW cieszą się goście, ale nie panna młoda przymuszona do ślubu.
Ostatni etap podróży po Indiach to święte miasto Varanasi nad Gangesem. KW, jak wszyscy turyści zalicza wyprawę łodzią, by móc ze strony rzeki

 zobaczyć kamienne ghaty, po których schodzą do wody pielgrzymi obmywający tu swoje grzechy.


Na ghacie Manikarnika płoną ciała umarłych. Uważa się, że śmierć w Varanasi wyzwala z kręgu wcieleń pozwalając osiągnąć mokszę. Jeśli się nie uda tu umrzeć, to chociaż prochy umarłych płyną rzeką ku morzu. I znów rozmowa o tym, że ci, którzy boją się śmierci, boją się życia.
Relację z podróży po Indiach zamyka opowieść jak to z ust praczłowieka, pramęża powstała najwyższa warna braminów, z których  wywodzą się kapłani i nauczyciele. Z ramion wyodrębnili się kszatrijowie  -wojownicy i władcy. Z ud -  wajśjowie - kupcy i ze stóp śudrowie - -robotników. Dłużej KW zatrzymuje się na losie aćhuta - niedotykalnych, dziś zwanych dalitami (uciśnieni).

 To ci którzy nie mogą używać naczyń ludzi z wyższej kasty, których cień nie może padać na innych, bici, pomiatani. To oni obsługują spalanie ciał na ghatach. Czyszczą toalety, sprzątają, odbierają porody, garbują skóry zwierząt zajmując się tym, co nieczyste w oczach hindusów. 160 milionów - 15 % niedotykalnych, uciśnionych.
Ten obraz jest niepełny -wg mnie - bo choć rzeczywiście, jak pisze autor próby wyrwania się uciśnionych z systemu kast  nierzadko kończą się dramatycznie, to niemniej premierem najbardziej ludnego stanu Uttar Pradesh jest dalitka.


Dalici też mają swoje rosnące w siłę partie, które często decydują w sojuszu o czyjejś wygranej, korzystają z przywileju zagwarantowanych (ok 50%) miejsc na studiach i na państwowych posadach. Taki jest kierunek zmian w Indiach. Pominąć go mówiąc o dalitach oznacza przedstawić niepełną prawdę, więc wykrzywić pewien obraz, podtrzymując stereotypy.

Mimo to z ciekawością czytałam tę książkę, do której dodano piękne zdjęcia. KW pisze żywym, zabawnym językiem, nawet jeśli razi mnie czasem ten pęd opowiedzenia wszystkiego z poczuciem humoru np w takich sytuacjach z Birmy:
"Tajna policja zaczęła pracę na trzy zmiany. Nawet na trzeciej zmianie w katowniach bezpieki nie milkły odgłosy ciężkiej pracy funkcjonariuszy, chociaż to ich goście zachowywali się najgłośniej, za nic mając wymogi ciszy nocnej".
Zdarzało mi się też, że uwaga uciekała mi przy historiach o wtajemniczeniach duchowych, lotach w wyobraźni nad Azją, którą ja widzę trochę inaczej itd


 
economictimes.indiatimes.com - azjatyccy giganci - Chiny i Indie

Gdy spojrzałam pierwszy raz na tytuł tej książki "Naga Asu", pomyślałam, że  nie oznacza to raczej  gołej Asu. Naga? Wąż z sanskrytu? Rzeczywiście, chodzi o węża. A co oznacza Asu? Wg KW starożytni Fenicjanie wielbili wschodzące słońce mówiąc o nim Asu. Potem to słowo poszerzyło swoje znaczenie stając się określeniem ziem na wschód - Azji.
My też używamy słów gloryfikujących Azję, Wschód. Łacińskie słowo "oriens" oznacza wschód i wschód słońca. Stąd Orient. Gdy chcemy powiedzieć, że mamy wiedzę o czymś mówimy, że jesteśmy zorientowani. Gdy się w czymś gubimy - tracimy orientację. Jaka tajemnica kryje się w tym naszym patrzeniu na wschód?

P.S. Czytałaś, Zahro?:)