Sloneczniki

Hey Ram - umrzeć wołając Boga

Reżyseria:    Kamal Hassan (debiut aktora)
Scenariusz:   Kamal Hassan
Obsada:       Kamal Hassan, Rani, Vasudhara Das, Atul Kulkarni, SRK, Hema
                   Malini, Naseeruddin Shah,
Muzyka:       Ilarayaja
Zdjęcia:S.    Tirru (debiut)
Nagrody:    4 nagrody (za rolę - Atul Kulkarni, kostiumy, za muzykę),
                 7 nominacji (za zdjęcia, scenografię, debiut - Vasudhara Das,
                 za rolę - Atul Kulkarni)
Gatunek:    dramat historyczny
Tytuł:         O Boże (O Rama)
Premiera:   2000
Oceny:         IMDb 7.6/10, Tamanna 7.5/10


हे  राम - ஹே ராம்
Saketh Ram (Kamal Haasan), 89-letni bramin z Madrasu umiera otoczony troskliwą opieką wnuka. Karetka przewożąca go do szpitala zostaje zatrzymana z powodu zamieszek religijnych związanych z  rocznicą zburzenia przez hinduskich ekstremistów [meczetu w Ayodhya. Umierający mężczyzna, nieprzytomny pod maską tlenową, widzi przed oczyma swoją młodość, czas, który odcisnął najwyraźniejsze piętno na jego życiu.
 
Rok 1947. Indie po 150 latach okupacji brytyjskiej odzyskują nareszcie upragnioną wolność, ale cena jej jest bardzo wysoka. Odchodzący Brytyjczycy zwracając Indiom wolność dzielą je na dwa kraje muzułmański Pakistan i Indie. Granice rozszczepionego na dwie części Pakistanu przecinają dwa stany. Na zachodzie – Pendżab i na wschodzie – Bengal. Zaczynają się walki między hindusami i muzułmanami. Rusza wielki exodus – miliony hindusów  i sikhów uciekają z Pakistanu do Indii. Miliony muzułmanów ucieka z Indii do Pakistanu.

Hinduski bramin Saketh pracuje przy wykopaliskach cywilizacji Harappa Obok niego jego przyjaciel muzułmanin Amjad Ali Khan (Shah Rukh Khan).

 

 Anglicy przerywają prace z powodu zamieszek religijnych. Wolni od pracy obaj świętują w gronie przyjaciół ciesząc się swoją obecnością, żartując sobie, śpiewając razem, pijąc. Roześmiani, objęci, odurzeni przyjaźnią i alkoholem. Wkrótce Saketh wyjeżdża do Bengalu do swojej żony Aparny (Rani Mukherjee). Przyjechawszy do Kalkuty Saketh jest poruszony nastrojem strachu, który panuje w mieście. Żona boi się otworzyć drzwi spodziewając się napaści.

 

Jego obecność uspokaja ją.

 

 Stęsknieni za sobą okazują sobie czułość i namiętność kochając się. W domu niewiele jest jedzenia, bo sklepy zamknięto z powodu zamieszek. Mimo jej niepokoju Saketh wychodzi poszukać otwartego sklepu. Przez ulice przewalają się wzburzone tłumy. Udaje mu się uratować hinduską kobietę napastowaną przez muzułmanów. Gdy wraca do domu zastaje w mieszkaniu kilku mężczyzn. Spętany przez nich, słyszy krzyki wielokrotnie gwałconej żony. Gdy zostają sami, miota się przy niej daremnie próbując zatamować krew z poderżniętego gardła. Wybiega oszalały na płonące ulice.

 

   Chce zabijać muzułmanów! Zrozpaczony tym, co widzi i tym, co robi, trafia na Shrirama Abhayankara (Atul Kulkarni), hinduskiego ekstremistę przepełnionego nienawiścią do muzułmanów.
Oskarża on o tragedię w kraju... Gandhiego. Uważa on, że nie opowiadając się zdecydowanie po stronie hindusów, Gandhi wzmocnił pozycję muzułmanów i doprowadził do podziału Indii, do powstania Pakistanu.
 
Mija pewien czas i rodzina aranżuje małżeństwo Saketha z młodziutką Mythili Iyengar (Vasundhara Das), ale okazuje się, że Saketh nie jest w stanie zbliżyć się do kogokolwiek. Obecność dziewczyny budzi w nim wciąż wspomnienia Aparny.  Dręczą go też obrazy zabijanych ludzi, także tych, którzy zginęli z jego ręki.
 Nagle, nic nie mówiąc żonie wyjeżdża do Kalkuty. Błądzi śladami bolesnej przeszłości. Dopytuje o samego siebie w domu, w którym kiedyś był szczęśliwy z Aparną, na co ktoś odpowiada mu, że może nie znaleźć tej osoby, bo w tym domu dokonano masakry. Ten wyjazd uspokaja jego serce. Zaczyna się zbliżać do żony. Uczy się odczuwać wobec niej czułość


gdy ponowne spotkanie z Shriramem Abhayankarem czyni z niego człowieka misji, narzędzie hinduskich ekstremistów.

 

 Saketh zrywając więzi z przeszłością, z rodziną ma przyjechać natychmiast do Delhi, aby... zabić Gandhiego.

 
Właśnie przeczytałam książkę "Gandhi - mocarz wolności".Ten film wyłonił się ze wspomnienia. Wywołały go obrazy Kalkuty 1946 roku w "dniu akcji bezpośredniej", Gandhiego próby powstrzymania głodówką przelewu kwi między muzułmanami a hindusami, jego śmierć z imieniem Boga na ustach. "Hey Ram". Czy stąd tytuł tego filmu? Zrobił na mnie duże wrażenie. W strukturę ramową  - 1993,  Bombaj przelewa muzułmańską krew - wpisano wspomnienia sprzed półwiecza. W tej  grozie zabijania  pojawia się w pamięci starego, bliskiego śmierci człowieka wspomnienie Podziału Indii z 1946-47 roku.  Zdumiała mnie wówczas  w indyjskim filmie śmiałość scen miłosnych przedstawionych przez Rani i Kamala Hassana grających szczęśliwe małżeństwo z Kalkuty.

 

 Na ich tle tym większą grozę budziły sceny gwałtu. Poruszyły mnie obrazy powrotu bohatera do miejsc, gdzie wszystko stracił. Miłość i złudzenia.  Ten sam adres, obcy ludzie. Pozornie wszystko wraca do siebie. Porasta trawą, zabliźnia rany, oswaja życie. A jednak... Kamala Hassana (potem podziwianego przeze mnie w "Anbe Sivam") pierwszy raz zobaczyłam w tym zrealizowanym przez aktora debiucie reżyserskim.

 

 Szczerze współczułam przedstawianemu przez niego bohaterowi, którego pamięć o żonie oddziela od więzi z innymi ludźmi. Smutek aranżowanego małżeństwa wdowca. Świeżość kreacji debiutującej tu Vasundhary Das ("Monsunowe wesele") grającej tą, która nie może zastąpić ukochanej. Bohatera błąkanie się po Indiach - z miejsca na miejsce, od idei do idei. Wstrząsająca scena oskarżenia Gandhiego. Myślałam naiwnie, że był przez Indusów tylko kochany. Tu zobaczyłam nienawiść, z której wyrosła potem jego śmierć.


  Główny bohater myśli o zmazaniu śmierci śmiercią.

 

Gandhi odpowiedzialny za dążenie do wolności, której odzyskiwanie wyzwoliło przemoc? Brat przeciwko bratu. Mord i gwałt. Czy Gandhi musiał umrzeć, bo wierzył w braterstwo ponad podziałami w czas, gdy niektórzy uwierzyli w zemstę? A przecież historia przedstawiona na płaszczyźnie wspomnień zaczyna się od takiej właśnie jedności hindusa i muzułmanina. Jedni złączeni wspólnym wrogiem, inni złączeni pracą w ramach Imperium Brytyjskiego, tak jak bohaterowie filmu pracujący razem przy odkopywaniu z ziemi historii Indii.
 
 Razem śpiewając dzielą ze sobą radość z miłości świeżo poślubionego Saketha Rama, nadzieję na przyszłość. Gdy historia rozwinie się wchodząc w czas exodusu milionów, pociągów wypełnionych ciałami, zabijania za inność, przyjaciele znowu się spotkają.



 Aby odkryć w sobie brata czy wroga?
 
 Nawet święto Dasara - symbolizujące zabicie przez Ramę demona Rawany wpisuje się w tę historię.
 

Kamal Hassan prowadzi napisaną przez siebie historię i jako aktor i jako debiutujący reżyser bardzo konsekwentnie, wspomagany kamerą nominowanego do nagrody debiutanta  S. Tirru i nagrodzona muzyką  Illayaraji. Wiarygodności postaciom przydają wspomniany już bardzo sugestywny Kamal Hassan, Rani i Vasundhara Das

 

 w rolach żon bohatera I Shahrukh Khan jako jego muzułmański przyjaciel (jedna z nielicznych - obok "Chak De India", i "My Name is Khan" - gdzie gra on bohatera w zgodzie ze swoim muzułmańskim wyznaniem).

 

 Z tego filmu zapamiętałam też nagrodzonego za swoją rolę Atula Kulkarni 
wykorzystującego ból bohatera, by popchnąć go w stronę terroryzmu.
 
 

 Tego aktora, który zaciekawił mnie w "Chandni Bar" i "Rang De Basanti" wciąż mi za mało na ekranie. Oprócz nich w filmie możemy zobaczyć Hemę Malini, Om Puri, Nassera, Saurabha Shuklę i oczywiście Naseeruddina Shaha w roli Gandhiego.
Mroczny film. Kilka razy podchodziłam do niego nie mogąc się wciągnąć. Ciężko patrzeć na otwarte rany.  Poruszane w nim doświadczenie Podziału 1947 roku trwa nadal w książkach ("Alchemia pożądania", "Zapamiętane w ciele" , "Za miłość i Indie", "Noc wolności" Lapierre'a, w pendżabskich opowiadaniach) i filmach ("Earth", "Pinjar", "Garam Hawa", "Mammo", "Train to Pakistan", czy "Partition"). Cień bólu historii niepodległych Indii, który dotyka nas w tym filmie, nawet jeśli obrazy przemocy bardziej zapadają w pamięć niż naiwniej pokazane obrazy pojednania.