Sloneczniki

Watan Ke Rakhwale

Reżyseria:   Rama Rao Tatineni ("Judaai", "Jung")

Produkcja:   Firoz Nadjadwala

Muzyka:       Laxmikant-Pyarelal

Obsada:      Mithun Chakrabortty, Ddharmendra, Sridevi,

                  Ashok Kumar, Sunil Dutt, Shakti Kapoor,

                  Kadar Khan, Moushumi Chaterjee

Tytuł:         Obrońcy narodu.

Premiera:  1987

Oceny:      IMDb 6.3/10, Tamanna 6/10

वतन  के  रखवाले
 
 

Arun Prakash (Mithun Chakraborty)  to ktoś, kto potrafi wtargnąć na motorze i rozrywając zawiązany już węzeł ślubny i gasząc ognisko wokół, którego właśnie zaczęła krążyć poślubiana sobie para, upomnieć się o Radhę (Sridevi) jako swoją żonę. Czy słusznie? Nikt go tu nie zna. Najmniej oburzona Radha. Mimo to Arun przedstawiwszy świadków swojego ślubu uwozi swoją „żonę” czyniąc z jej domu więzienie. O co chodzi? Czy zależy mu na jej majątku? Czy wykorzystuje szok niedawno tragicznie osieroconej dziewczyny? Arun okazuje się tajemnicą nie tylko dla nienawidzącej go Radhy, ale i dla własnego brata, naczelnika więzienia Suraja Prakasha (Sunil Dutt). Nawet jego żona Laxmi (Moushumi Chaterjee) zostaje okłamana przez ukochanego szwagra. Co kryje się za tymi kłamstwami?...

Od wyjazdu do Indii nie opisałam żadnego nowego filmu. Teraz nadrobiłam zaległości w oglądaniu – tamilski (by pożyć w fikcji duchem południa), mroczne parallel cinema i Masala movie.  Od tego ostatniego zacznę opisy. Masala znaczy mieszanka, więc mamy w nim wątek miłosny z utratą pamięci, ze ślubem przerwanym brawurowym wjazdem  motorem na ceremonię i ze zdobywaniem wrogiego serca. Za chwilę jednak scenariusz bierze kolejny zakręt i wkraczamy w sensację: bohater rzuca ludźmi w powietrzu, a gdy pada, to tylko uprzednio wykonawszy salto mortale (tata Ajaya, Veeru Devgan odpowiedzialny za te cudeńka), krew się leje, auta płoną, pod próg domu terroryści podrzucają ciała patriotów. No właśnie terroryści. Stopniowo z filmu, który zaczynał się jak dramat starań  o akceptację miłości wyłania się zgodnie z tytułem historia obrońców narodu. Nie pada słowo Pakistan, czy muzułmanie, bo Indusi też mają swoją poprawność polityczną, zgodnie z którą  film zaczyna się  śpiewanym na tle posągu Buddy hymnem pochwalnym na cześć Indii jako kraju Ramy i Gautama, który mówi językiem miłości i braku przemocy i w którym w jednym miejscu można usłyszeć sufickie pieśni i święte księgi hinduizmu. Nawet, jeśli rozmija się to z rzeczywistością, bo przecież pod portretami głoszącego brak przemocy Gandhiego katuje się dziś na posterunku ludzi, a buddyzm urodziwszy się w Indiach dawno ze swoim  1%  wiernych zniknął w morzu hinduizmu, ale...Jak już wspomniałam nie ma mowy o Pakistanie i wyznawcach islamu, ale   bohaterowie przyrównywani do Indusów walczących o wolność z Brytyjczykami, zmagają się z terrorystami, którzy z obcego kraju w imię religii i wiary przysyłają swoją broń i komandosów. Pragnąc zarazić indyjskie serca duchem przemocy i nienawiści. Film zrobiono w 1987 roku, a więc w czasie, gdy Indie dopiero czekał rok 1992/93, przełomowy w relacjach hindo-muzułmańskich, za to już po trzech  wojnach z Pakistanem.

 Czego tu nie ma. Mithun Chakraborty,


 


  którego polubiłam w starszej wersji („Guru”, „Elaan”) biega w różowym wdzianku, tańcząc ze Sridevi i falując biodrami nie gorzej od niej, jak w „Disco Dancer”, którym się w swoim czasie wsławił,  nie zapominając jednak o wojowniczej części swej natury (w młodości bengalskiemu aktorowi zdarzyło się być naksalitą !). Białowłosy tu Anupam Kher wykrzywia twarz ćwicząc miny negatywnego bohatera (gdzie jeszcze grał on negatywną postać?), komika Shakti Kapoora obsadzono w roli wrogiego, no powiedzmy sobie szczerze, Pakistańczyka. Widziany tylko w starych filmach ("Mili", "Masoom") Ashok Kumar gra szlachetnego chrześcijanina, bo mamy tu do czynienia z braterstwem hindusów z chrześcijanami, w którym wbrew hasłom Indii „Jedność w różnorodności” brakuje muzułmanina. Nie ominie nas natomiast  dramatyczna relacja braci, w której w ciągu pięciu minut znajdzie się miejsce  na siarczyste policzki, łzy żalu, prośby o przebaczenie, jednanie się i dumę. Starszego brata bohatera gra Sunil Dutt, w którym nic już nie znalazłam z rysów zbuntowanego Birju  z „Mother India”. Jako szef wiezienia budzi on w swoich podopiecznych zaskakujące wręcz uwielbienie, wykorzystane potem skrzętnie w rozgrywkach z wrogami Indii. Wśród więźniów mamy też swojego bohatera, granego przez Dharmendrę zranionego krzywdą,


  


oszalałego od pragnienia zemsty Mohavira. Rozbraja go tu grająca żonę naczelnika więzienia lubiana przez mnie Moushumi (trudno mi uwierzyć, że widziałam ją tylko jako mamę w”Kareeb”). Ich spotkanie wprowadza zawsze chętnie oglądany przeze mnie wątek święta Rakhi (Raksza bandhan). Nie wiem, czy ktoś jeszcze oprócz przerodzinnych Indusów święci więź brata i siostry symbolizowaną zawiązaniem na jego ręce ozdobnej nitki. Podkreśla to charakter ich relacji, moc opieki,roztaczanej przez brata nad siostrą. Bardzo to lubię. Gdybym nie obawiała się kpin mojego brata, chętnie bym zawiązała` na jego ręce rakhi.

W filmie dialogi (Kadera Khana grającego zdrajcę ojczyzny)


 


odradzają bycie niewolnikiem swoich uczuć i z patosem głoszą, że pakistańscy komandosi lubią bawić się życiem ludzkim jak krykieciści piłką.

„Watan Ke Rakhwali” w swej koncepcji masala movie ma sceny przerażająco realistyczne (scena gwałtu), a jednocześnie stosuje zabawne sztuczki typu – scenie odsłaniającej czyjeś okrucieństwo towarzyszą odgłosy wydawane przez atakującego grzechotnika, gdy Mithun  wyciąga palec grożąc swoim wrogom słychać w tle dźwięk otwieranego noża itd. Dużo tu kładzenia dłoni na czyjejś głowie na znak przysięgi, dotykania szyi w geście obietnicy, wciąż komuś grożą zmyciem sinduru z włosów tzn. wdowieństwem. Rozbawiła mnie scena tańca na tle plantacji herbaty 


  


(czy to te keralskie w Kumily, gdzie tak uszczęśliwił mnie widok ich zielonych przestrzeni?). Taniec przeplatał się tam zabawnie ze strzelaniną, ośmieszając  przemoc symbolicznie  ją zwyciężał.

 

Czy polecam ten film? Mi tak bardzo chciało się takiej masali, że strawiłam jej absurdy, patosiki patriotycznych pieśni o szahidach, ale czy ktoś z was będzie w podobnie przychylnym takiej zabawie nastroju?

 

 


linki do filmu

Jab Pyar Kiya

Tere Mere Beech Main

Allah Meherban