Sloneczniki

To właśnie robię - Lynsey Addario


Kolejna biedronkowa książka.  Zanurzyłam się w jej dramatyczny świat z dużą ciekawością. Opisany w kilkunastu opatrzonych bardzo prawdziwymi fotografiami


rozdziałach typu:
- W Nowym Jorku nikt nie da ci drugiej szansy
- Ile masz dzieci?
- Mamy wojnę
- Po 11 września
- Już nie chcemy tu Amerykanów
- Powiedzcie kobiecie, że jej nie skrzywdzimy
- Kobiety są ofiarami miejsca urodzenia

- "Dziś wieczorem umrzesz"

- Był dla mnie jak brat, bardzo mi go brakuje



Życie Lynsey Addaro, fotoreporterki,  Amerykanki  włoskiego pochodzenia

rozgrywa się w dwóch światach : tym bezpiecznym w Stanach, gdzie czeka na nią mąż i synek i w najniebezpieczniejszych miejscach na ziemi, gdzie trwa wojna. Afganistan, Iran, Irak,

Darfur w Afryce,

Kongo,

Czad,

Libia.
Ale też w Indiach, Stambule i w Buenos Aires, czy w Bolonii na studiach. Autobiografia L.A. obejmuje czas od dzieciństwa po dzień dzisiejszy, w którym próbuje godzić role fotoreperterki wojennej z rolami żony i matki.
Miejsca, w których czytając znajdujemy się wraz porażającą odwagą fotoreporterką bolą, przerażają tym, że człowiek, z którym właśnie ktoś rozmawia, za chwilę już nie żyje, że w tym  momencie bohaterowie opowieści patrzą jeszcze przez szyby na mijany krajobraz półpustynny, a za chwilę leżą już na podłodze ciężarówki związani,  rzucani od grozy śmierci ku nadziei, że jednak kolejny raz przeżyją porwanie. Obiecując sobie, że ostatni już raz tak ryzykują życie, a tuż po uwolnieni planując kolejne miejsce, z którego trzeba krzyczeć fotografiami, by może mieć wpływ na zmianę świata na lepsze.
Sama wciąż czyham  na zatrzymanie chwili na zdjęciu, więc zafascynowana czytam o tych, którzy w fotografiach szukają prawdy o świecie. Wpisuję ich nazwiska w google, patrzę na ich zdjęcia: Robert Capa, Laurent van der Stockt i inni.  Wracają do mnie przejmujące obrazy Sebastiao Salgado z filmu Sól ziemi, zdjęcia, w których wg L.A. w tajemniczy sposób uchwycono godność ludzi  zatrzymanych w kadrze.
CYTATY:
o fotografowaniu:
- "Wiedziałam, że chcę fotografiami opowiadać o ludziach,

oddawać sprawiedliwość ich człowieczeństwu, jak uczynił to Salgado, wywoływać ten rodzaj empatii dla fotografowanych, jaki sama odczuwałam w danej chwili. 

Wątpiłam, czy kiedykolwiek zdołam uchwycić ten ból i piękno w jednym ujęciu, ale ogarnął mnie żar".
- "To, co dotychczas spostrzegałam jako zwykłe utrwalanie ładnych scenek przeobraziło się w coś kompletnie innego: w sposób opowiedzenia całej historii..To były fotoreportaże".
-  o aparacie jako kompanie:
" Pozwalał mi towarzyszyć innym podczas ich najbardziej intymnych chwil. Poznałam przywilej oglądania życia w całej jego złożoności, zachwyt uczenia się czegoś nowego każdego dnia. Kiedy patrzyłam w obiektyw, nie pragnęłam być nigdzie indziej".
- o fotoreporterach wojennych:
  "Czy chcemy ... relacjonować do ostatniej chwili przed zranieniem, porwaniem, śmiercią? Z natury byliśmy zachłanni. Zawsze chcieliśmy więcej i więcej."

- o sztuce fotografowania:
" Wyjaśniał, jak wchodzić do pokoju i szukać odpowiedniego światła wpadającego przez okno lub uchylone drzwi. Nauczył mnie kompozycji. Pokazał jak wypełniać obszar obejmowany przez obiektyw tym, co chcę pokazać, i zwracał uwagę na ważne informacje uzupełniające".
fotograf Robert Zapa:

fotograf Robert Zapa:

" Jeśli Twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre, to znaczy, że nie jesteś wystarczająco blisko"

Autorka pisze  o sytuacji  Gazie  podczas wymiany 1027 Palestyńczyków na 1 porwanego żołnierza izraelskiego  wśród muzułmanów. Będąc w ciąży obawiała  się niebezpieczeństwa wynikającego z napierającego tłumu: "W świecie muzułmańskim kobiety i dzieci umieszcza się na piedestał. Kobiety w ciąży - oczko wyżej.  ... Podniosłam ręce w górę i zaczęłam krzyczeć dziecko! pokazując jednocześnie na mój mocno zaokrąglony brzuch. Wszystko wokół mnie zamarło, mężczyzna stojący najbliżej spojrzał w twarz, potem zerknął w dół, na brzuch, i instynktownie mnie osłonił, izolując mnie od tłumu. Jakby rozstąpiło się morze. A ja dalej fotografowałam to szaleństwo pod opieką spontanicznego ochraniarza, czuwającego nad moim nienarodzonym synem."

Zdjęcie, którego gazety amerykańskie nie chciały pokazać bo było dowodem na krzywdę niewinnych: