Yeh Saali Zindagi - kula i miłosć
Reżyseria: Sudhir Mishra ("Hazaaron Khawaishein Aisi", "Chameli",
Scenariusz: Sudhir Mishra
Dialogi: Sudhir Mishra
Obsada: Chitrangda Singh, Irrfan Khan, Arunoday Singh,
Sushnat Singh, Yashpal Sharma,Saurabh Shukla,
Aditi Rao Hydari
Muzyka: Nishat Khan
Zdjęcia: Sachin K. Krishn ("Raajneeti","The Blue Umbrella")
Tytuł: Co za podłe życie!
Premiera: 2011
Oceny: IMDB 7.7/10, Tamanna 6/10
Delhi, a w nim pieniądz i miłość. Z miłości do synka Shanti (Aditi Rao Hydari) boi się kolejny raz zaufać swojemu mężowi, Kuldeepowi (Arunoday Singh), który właśnie wyszedł z więzienia.
Miłość powoduje, że jemu samemu łatwiej uwierzyć swojemu bratu, skorumpowanemu policjantowi Satbeerowi (Sushant Singh), iż pieniądze, które dostanie za porwanie uratują jego małżeństwo. Z miłości do swojego związanego obietnicą małżeństwa z córką ministra kochanka Shyma, Preety (Chitrangda Singh) pośredniczy między porywaczami, a politykiem. Z miłości do niej biznesman Arun (Irrfan Khan)
ryzykuje życie próbując jej pomóc....
Tytuł mnie najpierw rozbawił swoim hindi brzmieniem - „Yeh Saali Zindagi”, ale w trakcie oglądania zwątpiłam. Ponad dwie godziny podłego życia? Czy ja tego na pewno chcę? Wokół mnie las, podmuch nocny od jeziora, a tu indyjska dżungla miejska. Pościgi, porwania, łatwość z jaką kogoś się zabija, zdradza, opuszcza. „Yeh saali zindagi”. I jeszcze ten chaos imion i twarzy. Tylko z grubsza łapię, że chodzi im o pieniądze i władzę. A dwóm głównym bohaterom dodatkowo o miłość. Z czasem gdy z fotografowanych dynamicznie, jakby podglądającą kamerą z ręki (Sachin K.Krishn !), z porozrzucanych puzzli cudzych losów wyłania się całość obrazu, z wdzięczności, że wreszcie coś rozumiem, gotowa jestem polubić film. No może niekoniecznie polubić, ale przynajmniej obejrzeć go do końca. Przyglądając się rozgrywanym na tle uwikłań w porwanie wymuszające na polityku wypuszczenie z więzienia Bode (bohatera granego prze Yashpala Sharmę z „Apaharan”, czy „Ab Tak Chhapan") dwóm historiom, dwóm relacjom między kobietą i mężczyzną. Jedną z par tworzy bez wzajemności zakochany w Preeti (Chindargda Singh) Arun Irrfana Khana. Mężczyzna, którego można pokochać w czas próby. To on właśnie jest narratorem tej historii.
Drugą szarpiącą się ze sobą (dosłownie) dramatycznie, wręcz histerycznie tworzy Adiri Rao Hydari jako Shanti i i poznany przeze mnie w "Mirch" Arunoday Singh w roli Kuldeepa.
Ten aktor zwraca na siebie uwagę,
choć oczywiście (od „The Warrior” począwszy) więcej mam serca dla Irfana. Zapamiętałam jeszcze twarz Sushanta Singha.
Choć starał się przede mną ukryć za czarnymi okularami. I oczywiście Saubrabha Shuklę ("Satya", "Slumdog").
A kobiety? Chidrangdę Singh
po debiucie w ""Hazaaron Khawaishein Aisi" Shekhar Kapur porównał do lubianej przeze mnie Smity Patil, ale jej nie zapamiętałam, także z "Sorry, Bhai". Może mam lepszą pamięć do mężczyzn?:)
Tłem tej historii wyprodukowanej przez Prakasha Jhę, którego "Gangaajal” mnie poraził, jest Delhi,
jego ulice, targi, spelunki, a czasem gołębie podrywające się do lotu wokół minaretów meczetu Dżami Masjid. Mottem słowa jednego z bohaterów, a może piosenki (do muzyki Nishata Khana): „Nie ma różnicy między kulą a miłością. Obie atakują twoje serce”.
Ten film niepokoi, wydaje się realistyczny, choć dużo w nim mroku i nie aż tak wiele wiary w ludzi (no może bohater grany przez Irfana trochę ją ocala). Wiadomo „yeh saali zindagi”.
Ciekawa jestem, co z niego będę pamiętać po miesiącu, po roku? Już dwa dni później przerzucając z netbooka na blog, zastanawiałam się, co w nim było? Acha, to ten z Irfanem, mroczny i powikłany, a przecież zrobiły na mnie wrażenie też autorskie filmy Sudhir Mishra "Hazaaron Khawaishein Aisi", "Chameli".
Może nie miałam nastroju na taki typ filmu? A może nie mogłam mu darować, że z pół godziny czułam się jak głupia nie wiedząc o co tu chodzi?
Yeh Saali Zindagi (kobiecy głos)