Sloneczniki

Gerard Philippe. Wspominienia - w rok po śmierci

Wiele lat temu byłam świadkiem tego, jak światło reflektorów wydobyło z ciemności sylwetki egipskich piramid. Rozległ się głos nieżyjącego Gerarda Philipe'a.
W śmierci zrównany nagle z głosem cytowanego faraona.
Książkę "Gerard Philippe. Wspomnienia" wydano we Francji zaledwie kilka miesięcy po śmierci 37-letniego aktora. Za rok, 25 listopada minie sto lat od jego śmierci na raka. Lektura książki wydobywa z mojej pamięci czarno-białe obrazy " Pystelni parmeńskiej" i ekranizacji "Czerwone i czarne". Budząc smutek. Żałuję, że nie mogę zobaczyć Gerarda na scenie w roli Kaliguli i księcia Myszkina.
W książce (zaledwie 150 stronicowej) świeżo po stracie kogoś, o kim Luis Aragon powiedział, że pozostanie w oczach Francuzów obrazem wiosny i młodości, wspominają go ludzie filmu i teatru. Jako nieuchwytnego - to chłodnego z dystansem, to gorącego w intensywności gry. "Однолюба" w miłości. Uosobienie czystości. Różne narracje w cieniu nagłego braku go na scenach teatru. I w życiu.
Czytając odczułam też smutek nieobecności. I wdzięczność, że można to przekraczać sztuką. Skończywszy książkę powróciłam do dawno widzianych obrazów Stendhala z Gerardem Philipem przedstawiający Fabrycjo del Dongo i Juliana Sorel.
Okazuje się, że i "Idiote" Dostojewskiego też warto poszukać z nim w roli Myszkina.
W książce jego własne słowa o tej roli: "Grając Kaligule w Theatre Herbertot w ciągu dnia byłem "Idiotą", więc istniała wobec tego pewna równowaga między owym wcieleniem zła, którym był Kaligula i wcieleniem dobra, którym był Idiota. Żeby znieść zmęczenie fizyczne objadałem się, a jeśli idzie o równowagę psychiczną, pomagała mi krańcowa przeciwstawność ról. Te dwie postacie uzupełniały się: Książę Dobra
i Książę Zła,
którzy gdzieś tam spotykają się w poszukiwaniu absolutu czystości".