Hotel Marigold
Scenariusz: Ol Parker wg książki Deborah Moggach
Muzyka:Thomas Newman ("Skazani na Shawshank", "America Beauty")
Zdjęcia: Ben Davis
Obsada: Judi Dench, Bill Nighy, Maggie Smith, Tom Wilkinson, Dev Patel
Premiera: 2011
Język: angielski
Produkcja: Wielka Brytania
Ory. tytuł:The Best Exotic Hotel Marigold
Ocena: IMDb 7.4/10
Eveline (Judi Dench), zdominowana przez swego męża, nigdy w życiu niepracująca, w chwili jego śmierci musi zmierzyć sie z pozostawionymi przez niego długami, z koniecznością sprzedaży mieszkania i ewentualnym zamieszkaniem u dzieci. Wybiera wyjazd do Indii do pensjonatu dla wiekowych,
szukających w pałacu radżastańskiego Jaipuru miejsca dla siebie. W swej podróży spotyka innych zawiedzionych ludzi. Parę małżeńską wciąż idacego na ustępstwa Douglasa (Bill Nighy) i pełna pretensji do świata Jean Ainslie,
zmuszonych do skromnego życia. Swoje zabezpiezczenie emerytalne zainwestowali oni w firmę tworzoną przez córkę. Razem z nimi do Indii przyjeżdża też Graham Dashwood (Tom Wilkinson), ktory szuka w Radżastanie cieni z przeżytej tu kiedyś młodości. Kolejną osobą jest Madge Hardcastle (Celia Imrie). Porzuca ona życie wiecznej babci do pilnowania wnuków, mając nadzieje na to, ze znajdzie jeszcze w życiu mężczyznę swoich marzeń. Swojej połówki szuka też Norman Cousins (Ronald Pickup). Nie znalazłszy jej w kawiarni arndkujac z co pięć minut zmieniającymi się partnerkami, przyjeżdża do Indii. ostatnim z gości hotelu jest pełna uprzedzeń do tzw. "ludzi kolorowych" Muriel Donelly (Maggie Smith).
Zmuszona czekać na operację złamanego biodra pół roku, jedzie do Indii licząc na szybsze wyleczenie....
Już dawno szukałam tego filmu. Ciesząc się z góry na Indie i na ludzi szukajacych odnowy swego życia w chwili, gdy zaczyna ono już zbliżać się ku końcu. Z nadzieją na zmianę tego, co można, akceptację tego, co od nas nie zależy. no i Judi Dench! Ostatnio widizałam ją w "Jane Eyre" i "Dumie i uprzedzeniu", ale wdzięczna jestem jej za 'Czekoladę", "Iris", "Jej wysokośc pania Brown" itd
Już oglądajac film z zadowoleniem zobaczyłam Billa Nghy ("To właśnie miłość")
i Maggie Smith ("Pokój z widokiem"). Najwięcej cieszyłam się na Indie. Mimo, że w samym Radżastanie nie byłam (ale Zahra - tak!) odżyła we mnie pamięć Indii: hałasów ulicy, zapachów, smak ostrego jedzenia. Krzyczałam razem z bohaterem, gdy autobus mijal kogoś w ostatniej chwili.
Przypominając sobie, ile radości sprawiała mi z czasem ta szalona jazda (czemu właściwie się przestałam bać?). Indie atakujące zmysły, przerażające tłokiem, rękami błagalnie wyciągniętymi po rupie, 7
ale i to, co w nich mnie pociąga - światło, kolory, uśmiechy. I oczywiście to, co tygrysy lubią najbardziej - szansa na zmianę. Z pełnej uprzedzeń, niekochanej przez nikogo zołzy w kogoś, kto czuje się potrzebny.
Indusi przedstawiani zostali w "Hotel Marigold" w duchu przemian, którym poddane są Indie. Nie czekają już z seksem do ślubu, sprzeciwiaja się aranżowanym małżeństwom, zamieniają pałace maharadżów na hotele i uczą się udawać Amerykanów służąc im informacjami w centralach telefonicznych. Spośród nich widzimy tu Deva Patela ("Slumdog")
i Lillete Dubey ("Gdyby jutra nie było", "Monsunowe wesele").
Naciągany wydał mi się wątek hinduskiego pogrzebu odprawianego Brytyjczykowi przez Indusa - jego ukochanego z przeszłości. Chociaż, jeśli ktoś pojawia się w Indiach wykorzeniony z wyznania, z rodziny, to pewnie jezioro Puszkar może przyjąć jego prochy. Relacje Indusów i Brytyjczyków od czasu Radżu bardzo się zmieniły:)
Dobrze się to ogląda,tęskniąc za obrazami Radżastanu (pojechać by tam wcześniej niż na starość:), choć pewnie niewiele zostanie w pamięci. Może dlatego, że ślizgamy się w tej historii po powierzchni ludzkich relacji. Tylko trochę zastanawiajac się nad tym, czy skończymy życie żałując, czy w poczuciu spełnienia. Nie potrzebujemy jednak końca życia, by zmierzyć się z taką refleksją. Może ona zamykać każdy dzień, zgodnie z myślą (czyją?), żyjmy tak, jakby każdy dzień mógł byc ostatnim dniem naszego życia.