Opowieść o miłości i mroku - matki i Izraela
Reż. Natalie Portman (debiut wg powieści Amosa Oza)
A Tale of Love and Darkness
2015
biograficzny dramat historyczny
Izrael
hebrajski
Właściwie Izrael znam, nie znam z zaledwie dziesięciu dni pobytu i z książek Amosa Oza. "Opowieści o miłości i mroku" nie czytałam, a teraz waham się. Ekranizacja zaciekawiła mnie, a jednocześnie mroczność tematu każe mi trzymać się od książki z daleka. Nawet jeśli autor opowiada w niej historię własnego życia, relacji w małżeństwie rodziców widzianych z punktu widzenia 13-letniego chłopca.
Zagrana przez Natalie Portman postać matki dominuje nad całością filmu. To opowieść utkana z jej smutków i lęków przenoszonych na syna. Zanim historia jej samej rozwinie się dramatycznie przygniatając syna, decydując o jego losie, zmianie nazwiska i odejściu w 15 roku życia do kibucu, zanim do tego dojdzie, matka snuje przed synem opowieści
o ludziach. Przejmująco smutne, wręcz tragiczne. Poruszyła mnie scena, gdy chłopiec próbuje, choćby w wyobraźni, zmienić koniec tych historii, wprowadzić nadzieję w dzieje tych ludzi.
W filmie przedstawiono ciekawy czas, moment, gdy decyduje się los Izraela, gdy na terenie Palestyny powstaje państwo Izrael, Izraelici w napięciu czekają na wynik głosowania (Polsja - za),
Doczekawszy się własnego państwa, wpadają w radość. I od razu zaczyna się wojna z Palestyną. O sporną ziemię. Dotychczas ten okres znałam tylko z filmu "Exodus" z Paulem Newmanem w roli głównej.
Film sugestywny, prawdziwy, zbyt mroczny. Miałam poczucie, że oglądając tę historię przebywam bardziej w ciemności niż w miłości.
P.S. Film jest debiutem reżyserskim i hymnem ku czci izraelskich korzeni Natalie Portman. Dobrze jest posłuchać hebrajskiego. Piękny język.