Sloneczniki

Dombivli Fast

Reżyser:    Nishikan Kamat (debiut, potem "Mumbai Meri Jaan")
Obsada:     Sandeep Kulkarni, Shashank Bawkar, Shilpa Tulaskar
                Srushti Bhoske;  Dushyant Wagh
Nagrody:   5 nagród (3 dla reżysera, 2 za film)
Zdjęcia:    Sanjay Yadhav ("Mumbai Meri Jaan")
Język:      marathi
Premiera: 2005
Ocena:     IMDb 7.9. Tamanna 7.5/10

डोम्बिवली  फास्ट
 

Madhav Apte (Sandeep Kulkarni) co rano powtarza ten sam rytuał. Dzwonek budzika. Przytulenie córki. Przeczekiwanie krzyku poganiającej wszystkich zony. W kolejkę do beczkowozu z wodą. Przyjęcie z rąk żony pudełka z lunchem. I tłok podmiejskiego pociągu zwożącego ludzi do pracy w centrum Mumbaju. Dzień za dniem. Dzień za  dniem.



 Umęczony krzykiem i pretensjami żony, zawiedziony światem pełnym oszustwa, łapówek, rozczarowany swoim życiem, tak dalekim od zdobytego wykształcenia i marzeń z przeszłości. Pewnego dnia Madhav przestaje panować nad sobą. Gotów jest krzyczeć i bić w buncie przeciwko otaczającej go rzeczywistości...


Już pierwsza scena filmu bardzo mnie wciągnęła. Razem z bohaterem poczułam się uwięziona w pajęczynie codzienności. W powtarzających się gestach, krzyku i pretensjach, które odbierają chęć do życia, które zamykają nas w kokonie samotności i niezrozumienia. Ten krzyk bohatera to krzyk wielu ludzi, w których zebrany żal wybucha gniewem na wszystko. Nagle pozorny ład naszego usystematyzowanego życia staje się chaosem.
Doświadczając na co dzień tłoku pociągu , bohater ma sen podczas którego jedzie nagle uspokojony w pustce niezajętych ławek. Sam. Z uśmiechem na ustach. Ten sen się mu sprawdzi, a mnie zaskoczy wówczas mój własny płacz.



Rzadko wzruszam się do łez. Ale los Madhava opowiedziany w dramacie uznanym za najlepszy film roku w języku marathi, poruszył mnie.
O reżyserze  tego filmu, (Nishikant Kamat)
słyszałam już a propos filmu "Mumbai, Meri Jaan". Tu też Mumbaj, którego drugie imię brzmi tłum, do którego emigrują Indie pozostawiając w wioskach starców i kobiety. To jeden z  bohaterów tego  filmu.  Kamera Sanjaya  Yadhava  sugestywnie odsąłnia przed nami jego obrazy - jego ulice, czekanie na wodę w dzielnicy Dombivli, rozmowy w podmiejskich pociągach, w herbaciarniach.

 

Padają słowa o wojowniczym duchu Marathów, mieszkańców Maharasztry, której stolicą jest Mumbaj. Od przyjaciela bohater słyszy : Jeśli masz szczęście, ty zabijasz, jeśli nie, ty umrzesz. Życie w mieście przedstawiono jak wojnę - o miejsce w szkole, na uczelni,  w pracy, o  mieszkanie, czy  metry do spania. 17 milionów szuka to miejsca dla siebie i wciąż go za mało. Gniew kumuluje się.
Kolejny bohater tego filmu, grający policjanta
  Sandesh Jadhav pyta się żony Madhava: "Skąd wybuch gniewu męża?  Czy czyta lub myśli za dużo?"



Zarówno jego gra jak i gra Sandeepa Kulkarni, którego niedawno zobaczyłam w roli naksality w "Hazaar Chausari Ki Maa", a pamiętam z roli policjanta w "Mammo"



 są bardzo prawdziwe. Budzą współczucie. Sandeep Kulkarni smutek spojrzenia zamienia na naszych oczach w gniew. Za gniewem idzie cios. Oczyszcza miasto ogniem przemocy. Coś z ducha "Anniyana". Ale i z bezsilności Michaela Douglasa w filmie "Upadek".



Rozpacz prowadząca donikąd. Odmowa udziału w takim życiu wykrzyczana Bogu. I atak na polityków, banki, szpitale, policję, handlarzy narkotykami.  Na przekupstwo, na chciwość.
W życie bohatera wpisuje się chłopak malujący na chodniku - budzi on w nim tęsknotę za czymś więcej niż życie, które prowadzi, w jego obronie też nasz bohater wyciąga broń. Scenie tej towarzyszy dialog ze starcem w szpitalu. Masz prawo do gniewu, ale rozwiązanie problemu  przemocą rodzi tylko nowy problem" słyszy od niego Madhav.

  

Inną postacią tej historii jest sprzedający wodę z beczki. Codziennie zmusza on mieszkańców Dombivali  do łapówki. W konfrontacji z nim Madhav jak don Kichot walczy z indyjską chorobą  korupcji.



Innym wątkiem filmu jest reakcja prasy i ludzi na bunt Madhava, kreowanie go na bohatera, proroka, Robin Hooda. Jego twarz malowana na chodnikach
przez dzieci. Zarzucana miedziakami w geście poparcia dla jego buntu.Wyraża on nim gniew tych, którzy na co dzień nie mają odwagi go wyrazić.
I reakcja tych, którzy odpowiadają za porządek :"jeśli ktoś podniesie głowę buntując się, naszym zadaniem jest mu ją opuścić".
Tysiące nas, miliony codziennie biegniemy ze spuszczonymi głowami, zanurzeni w tłum zapominając o swej twarzy, o swoich tęsknotach.

Warto zobaczyć ten film. Nie wprost, poprzez obrazy, a nie tylko słowa, potrafi pobudzić do myślenia. Zostaje w nas w postaci tych obrazów i wzbudzonych uczuć.


P.S.
Dwa lata później reżyser nakręcił remake w tamilskim (z Madhovanem )



Jak z "Raavan"/"Ravanan" czy "Saathya"/"Alaipayuthey" i z wieloma innymi historiami w indyjskim kinie.