Loreto z domkiem Matki Boga
Loreto z domkiem Matki Boga
12-01-2013
- grudzień 2012
Loreto, miasteczko włoskie z zaledwie kilkunastoma tysiącami mieszkańców.
W nadariadyckim regionie Marche, w prowincji Ancona. Zbudowane na wzniesieniu
nad brzegiem rzeki Musone umożliwia jednoczesny widok na Apeniny i morze.
Takich miasteczek we Włoszech wiele.
To jednak zawdzięcza wyjątkowość kultowi maryjnemu. Piętnastowieczną bazylikę Santa Casa
zbudowano jako schronienie dla osłoniętego rzeźbionymi ścianami, przeniesionego z Nazaretudomku Matki Boskiej
według jednych przez aniołów, według innych przez miejscową rodzinę o nazwisku de Angelis.
Jeśli jesteś turystą, fotografujesz się przy wzniesionej naprzeciwko bazyliki na Placu Madonny siedemnastowiecznej fontannie,
przyglądasz uważniej jej rzeźbom
uwieczniasz równie stare mury obronne miasta,
wrzucasz pieniążek przy namalowanym na placu
ukrzyżowanym nad ziemią Chrystusie Salwadore Dali,
cieszysz się pięknem architektury
jej szczegółami,
kolorami detalu,
zatrzymujesz się przy zaniedbanym miejscu pełnym głodnych kotów,
by za chwilę odetchnąć wolnością rozległego widoku.
Jeśli masz w sobie ducha patriotyzmu, być może idziesz na miejscowy cmentarz, gdzie pochowano ponad tysiąc żołnierzy polskich, którzy wyzwolili miasto podczas II Wojny Światowej ratując sanktuarium od zniszczenia. I tyle. Jedziesz dalej, do następnego równie pięknego miejsca.
Ale jeśli jesteś pielgrzymem, to szukasz tu szczególnej obecności Matki Boga, jej pośrednictwa w modlitwie, zrozumienia poprzez jej osobę istoty kobiecości i macierzyństwa, pokory i oddania Bogu. W środku w bazylice Santa Casa
możesz kontemplować w modlitwie
więź matki Boskiej z Jezusem, uczyć się od nich miłości do matki, miłości do dziecka, tej, która troszcząc się, nie więzi.
Wchodząc w ciszę jej domu, możesz usłyszeć bicie swego serca, poczuć swój oddech i podziękować za życie, które ona za pośrednictwem Ducha Świętego dała Bogu, a Bóg tobie.
Opuszczając już miasto, możesz zejść z góry drogą krzyżową kontemplując swoje życie odbite w poszczególnych stacjach.
Pytając się siebie: czy pomagam w cierpieniu temu, kto jest obok mnie, tak jak Szymon niosący z Chrystusem Jego krzyż?
W nadariadyckim regionie Marche, w prowincji Ancona. Zbudowane na wzniesieniu
nad brzegiem rzeki Musone umożliwia jednoczesny widok na Apeniny i morze.
Takich miasteczek we Włoszech wiele.
To jednak zawdzięcza wyjątkowość kultowi maryjnemu. Piętnastowieczną bazylikę Santa Casa
zbudowano jako schronienie dla osłoniętego rzeźbionymi ścianami, przeniesionego z Nazaretudomku Matki Boskiej
według jednych przez aniołów, według innych przez miejscową rodzinę o nazwisku de Angelis.
Jeśli jesteś turystą, fotografujesz się przy wzniesionej naprzeciwko bazyliki na Placu Madonny siedemnastowiecznej fontannie,
przyglądasz uważniej jej rzeźbom
uwieczniasz równie stare mury obronne miasta,
wrzucasz pieniążek przy namalowanym na placu
ukrzyżowanym nad ziemią Chrystusie Salwadore Dali,
cieszysz się pięknem architektury
jej szczegółami,
kolorami detalu,
zatrzymujesz się przy zaniedbanym miejscu pełnym głodnych kotów,
by za chwilę odetchnąć wolnością rozległego widoku.
Jeśli masz w sobie ducha patriotyzmu, być może idziesz na miejscowy cmentarz, gdzie pochowano ponad tysiąc żołnierzy polskich, którzy wyzwolili miasto podczas II Wojny Światowej ratując sanktuarium od zniszczenia. I tyle. Jedziesz dalej, do następnego równie pięknego miejsca.
Ale jeśli jesteś pielgrzymem, to szukasz tu szczególnej obecności Matki Boga, jej pośrednictwa w modlitwie, zrozumienia poprzez jej osobę istoty kobiecości i macierzyństwa, pokory i oddania Bogu. W środku w bazylice Santa Casa
możesz kontemplować w modlitwie
więź matki Boskiej z Jezusem, uczyć się od nich miłości do matki, miłości do dziecka, tej, która troszcząc się, nie więzi.
Wchodząc w ciszę jej domu, możesz usłyszeć bicie swego serca, poczuć swój oddech i podziękować za życie, które ona za pośrednictwem Ducha Świętego dała Bogu, a Bóg tobie.
Opuszczając już miasto, możesz zejść z góry drogą krzyżową kontemplując swoje życie odbite w poszczególnych stacjach.
Pytając się siebie: czy pomagam w cierpieniu temu, kto jest obok mnie, tak jak Szymon niosący z Chrystusem Jego krzyż?