Z dawnych wierzeń indyjskich – E. Kluba
Z dawnych wierzeń indyjskich – E. Kluba
01-11-2016
Mam zwyczaj sprawdzania w każdej napotkanej bibliotece, jakimi książkami o Indiach dysponuje. W szczawnickiej znalazłam aż dwie nieznane mi książki. "Mitologię Indii" Jana Knapperta i i "Z dawnych wierzeń indyjskich" Eligiusza Kluby. W tej maleńkiej, pół wieku temu wydanej książeczce zaopatrzonej w słowniczek, spis zalecanej literatury i w kalendarium historii Indii obejmujące zdarzenia najdawniejsze - od powstania cywilizacji Harappa
i Mohendżo-Daro
ok. 3 tysiące lat p.n.e. do powstania eposu "Ramajana" między II w. p.n.e. a II w.n.e.
w 14 rozdziałach poruszono następujące tematy:
- początków powiązanych ze sobą literatury, filozofii i religii Indii,
- świętych ksiąg hinduizmu
- bogów i mitów
- ofiar i kapłanów
- kast, demonów
- duchów zmarłych
- związków człowieka z wszechświatem
- bezbożników
- heretyków
- świątyń i wizerunków
- kontrofensywy braminów (przeciwko reformatorom hinduizmu, z którego w wyniku tych zmian zrodził się buddyzm i dżinizm)
- jogi
Miałam pewne wątpliwości co do wiarygodności książki. Napisano ją przecież pół wieku temu, co prawda na temat spraw, które są jeszcze starsze. Czasem nawet o tysiące lat starsze. Moje wątpliwości budziły jednak socjalistyczne wstawki o walce klasowej, wykorzystywaniu biednych przez bogatych. Pocieszałam się odwoływaniami do prof. Słuszkiewicza. Moją nieufność budzą też takie słowa Kluby, zgodnie z którymi wyrąbane w skale góry buddyjskie jaskinie w Adżancie
poświęcone są Wisznu lub Śiwie lub też określenie Śiwy jako boga przedstawianego pod postacią ni to kobiety ni to mężczyzny, bez zaznaczenia, że to tylko jedna z jego postaci (Ardhanarishvara).
Stąd, gdy Kluba pisze np, że bóg Śiwa żył z boginią Parwati
6 tysięcy lat, aż bogowie rozdzielili ich siłą, nie wiem, czy ten przekaz ma źródło w mitach czy jest wymysłem autora. Podobne wątpliwości mam czytając o deformacji w sztuce indyjskiej, której wyrazem jest kilka głów czy rąk w przedstawieniach bogów. Nie patrzyłam na to dotychczas z punktu widzenia deformacji, ale sposobu przedstawienia symbolicznie wieloaspektowości bóstwa. Zastanawiam się też, czy rzeźbioną najczęściej na tygrysie boginię Durgę rzeczywiście w świątyni Szrirangam przedstawiono na ośle, czy to pomyłka autora. Czytam tę książkę z pewną nieufnością, niemniej i ciekawością.
W książce można znaleźć różnorakie informacje, np.
- demony (rakszasy) szkodzą ludziom m.in. poprzez choroby. Rakszasa widziano w dziecku niedołężnym, niedorozwiniętym. Wierzono, że zrodziło się ono na skutek bezbożności króla. Wierzono, czy wierzy się do dziś?
- wciąż czekające na tych którzy je odczytają napisy z utworzonej cztery i pół tysiąca lat temu cywilizacji Harappy
- pochodzenie nazwy ulubionych przeze mnie upaniszad od słowa "zajęcie miejsca w pozycji siedzącej". U stóp nauczającego mistrza.
- o demonicy Tarze, "pierwotnie miłosiernej patronce podróży i żeglugi, pod nazwa " O jednym warkoczu" wymachuje mieczem, łukiem i czaszką, innym razem trzyma węża i grając mu na lutni, leczy ukąszenia".
- o obyczajach zawierania małżeństwa, m.in. o wiązaniu szat młodych przez ojca panny młodej, któremu towarzyszyły słowa: " pozostańcie nierozdzieleni w pełnieniu obowiązków, w doli i niedoli, i we wzajemnej miłości."
- o powszechnej w Bengalu wierze w "siedem strasznych Matek, nawiedzających chorobami, każda w innym wieku: do lat siedmiu robią to dwie, od 7-15 jedna - już inna, trzecia w następnym okresie lat itd. Najpotężniejsza z Matek to bogini ospy Śitala, czyli Chłodna, ma bowiem przynosić ulgę w gorączce, jaka towarzyszy tej powszechnej w Indiach chorobie. Ale jej wyobrażenia raczej nie przemawiają za tą ulgą: naga kobieta o przerażającym wyglądzie z rózgą w ręce jedzie na ośle.
Czczono ją pod postacią czerwonego kamienia, na którym malowano jej twarz. Ofiary składają jej członkowie najniższych kast, przeważnie kobiety i dzieci, w czas epidemii wszyscy. W dawnych czasach, także ofiary z ludzi."
- o ścięciu drzewa jako zniszczenia siedziby bóstwa.
Z ciekawością znalazłam w tej książce lubiany przeze mnie cytat z powstałej trzy i pół tysiąca lat temu "Rygwedy". Hymn o początku wszechrzeczy:
"Zatem nie było nic co by nie istniało ani istniało, nie było przestrzeni ani nieba nad nią.
Czym było to pokryte, co mu dawało schronienie? Czy była tam woda o przepastnej głębi?
Śmierci wówczas nie było ani też było nieśmiertelne. Nie było znaku oddzielającego dzień od nocy.
Ta jedna istota bez tchu oddychała sama przez się: poza nią nie było nic.
Ciemność wtedy była, w tej ciemności ukryty nieokiełznany chaos; wszystko istnienie zatem było puste i bezkształtne.
Przez wielką siłę ciepła narodziła się Jedność.
Następnie przyszło pragnienie. Pragnienie - główne nasienie i zalążek Ducha.
Mędrcy badając swoje serce myślą, że odkryli pokrewieństwo tego, co istnieje z tym, co nie istnieje.
Bezkres był ich granicą podziału. Co było więc ponad tym, a co pod tym?
Tu byli twórcy, tam - potężne siły, tu hojne czyny, tam po drugiej stronie - moc.
Kto zna prawdę? Kto może powiedzieć, kiedy to się narodziło i skąd przyszło jego narodzenie?
Bogowie byli później niż ten świat powstał. Kto zatem wie, skąd to pierwsze przyszło na początek?
On, ten pierwszy początek stworzenia, czy zbudował całe To, czy też nie dał Temu kształtu?
Czyje oko czuwało z wysokości niebios nad Tym (światem), ten zaprawdę wie. A może i on nie wie?"
Według mnie warte poznania.