Sloneczniki

Słoń – Raymond Carver

Słoń – Raymond Carver

20-08-2016


Czytając te kilka opowiadań amerykańskiego pisarza  Raymonda Carvera (1938-1988)



zastanawiałam się, czy nie potrzebował on po prostu przepracowania traumatycznego problemu rozbitego małżeństwa. Niemniej gdyby Carver przepracował go u terapeuty, nie napisałby tych opowiadań. Czytałam, że Rilke odmówił Freudowi psychoanalizy obawiając się, iż wyleczenie z problemów uwolni go z potrzeby pisania poezji.



Toteż mamy tu pełno rozstań, porzucania, trzasku zamykanych za sobą drzwi, listów wypełnionych żalem z powodu milczenia, braku rozmowy, spakowanych walizek (w tym w jednym opowiadaniu matki, a nie kolejnej żony). Raz odchodzi mąż, raz żona (przeważnie).



Wyłącza się w nocy telefon, by uniknąć ataku telefonicznych pretensji byłej. Przygnębiające. O tym, "jak rozlatują się małżeństwa",



jak w tym, kto jest obok nas, nie rozpoznajemy kogoś, kogo pokochaliśmy przed laty.



 Jewtuszenko pisał o tym, kto jeśli nie my sami czynimy  bliskich takimi, że już ich nie możemy kochać.

W książce pojawiają się ciekawostki:
- "Kartagina, miasto
starte przez Rzymian z powierzchni ziemi po
klęsce  Hannibala (żołnierze rzymscy sypali w zaorana ziemię sól, by nazwa Kartagina nigdy nie odżyła)"

- "W czasie jednego dnia bitwy pod Borodino Francja i Rosja straciły łącznie siedemdziesiąt piec tysięcy ludzi - tylu, ilu by zginęło, gdyby od śniadania do zachodu słońca co trzy minuty rozbijał się  wielki odrzutowiec z kompletem pasażerów na pokładzie."
Mężczyzna, który zarzuca nas tą wiedzą jest tym, kto nie rozpoznał, co czuje najbliższa osoba, rozminął się z jej potrzebami. Za co zapłaci samotnością.



Do kolejnego związku. Do kolejnego rozpadu.

Smutne. Sugestywnie napisane. W pierwszej osobie. Tym bardziej smutne.
Z radością przyjmuję odmianę tematu. Bohaterem ostatniego opowiadania "Sprawa do załatwienia" nie jest już Amerykanin po przejściach, ale Rosjanin, bardzo lubiany przeze mnie pisarz Antoni Czechow.



Niestety smutek mnie dziś nie opuści. Opowiadanie to bardzo realistycznie i szczegółowo przedstawia ostatnie dni i godziny śmierci pisarza. 39-letni Czechow umiera w małej niemieckiej miejscowości pod Bazyleą na gruźlicę. W obecności miejscowego lekarza i niedawno poślubionej Olgi Knitter, odtwórczyni bohaterek jego sztuk. Z kieliszkiem szampana w ręce. Bez wiary w życie pozagrobowe.
Jego żona Olga tak wspomina ten moment lipcowej nocy 1904 roku w niemieckim kurorcie, Badenweiler,



gdy Czechow obudził się w nocy i «первый раз в жизни сам попросил послать за доктором. После он велел дать шампанского. Антон Павлович сел и как-то значительно, громко сказал доктору по-немецки (он очень мало знал по-немецки): „Ich sterbe“. Потом повторил для студента или для меня по-русски: „Я умираю“. Потом взял бокал, повернул ко мне лицо, улыбнулся своей удивительной улыбкой, сказал: „Давно я не пил шампанского…“, спокойно выпил всё до дна, тихо лёг на левый бок и вскоре умолкнул навсегда».

Z ogromną ciekawością czytałam "O Czechowie"



Bunina. Podobnie z tą opowieścią. Budzi smutek. I pozostawia mnie w żalu i milczeniu.
Warto przeczytać ostatnie opowiadania Carvera, który zmarł na raka płuc w 50-m roku życia.



 Na jego grobie można przeczytać:
"And did you get what

you wanted from this life, even so?

I did.

And what did you want?

To call myself beloved, to feel myself
beloved on the earth."

P.S. Obrazy Edwarda Hoppera