Nie ma jednej Rosji – Barbara Włodarczyk
Nie ma jednej Rosji – Barbara Włodarczyk
14-06-2016
17 historii. 17 bohaterów. Spośród bogaczy, spośród bezdomnych. Barbara Włodarczyk
zna Rosję od lat. Różną Rosję. Wraz z nią podróżujemy po Bajkale,
po wioskach w głębi kraju,
ale i jesteśmy w salonach fryzjerskich czy siłowniach otwartych w Moskwie nocą dla tych, którzy w dzień do wieczora pracują.
Płyniemy łodzią nad przezroczystą wodną przepaścią kilkudziesięciu metrów podziwiając bogactwo ryb łowionych w Bajkale, jedziemy w kabinie maszynisty metrem moskiewskim,
na Placu Czerwonym jesteśmy świadkami serdecznej komitywy między sobowtórami Lenina, Stalina i cara Mikołaja II,
których losy w życiu splotły się tragicznie. W kolejnej historii cofamy się w grozie przed pijanymi pensjonariuszami domu starców, w którym obok siebie wegetuje kilkuset ludzi
- byli więźniowie obok chorych, starych emerytów.
Poszczególne historie budzą we mnie różne uczucia. Opowieść o Wasi z Dworca Jarosławawskiego, 12-latka żyjącego na ulicy - głęboki smutek.
Spotkanie z Tasakiem, neofaszystą, głoszącym hasło "Rosja dla Rosjan",
kimś, kto łamie czaszki ludziom z Kaukazu skacząc po nich nogami obutymi w glany - grozę. Do tych, kto pada jego ofiarą mógłby należeć czarnoskóry Jean. Radny z głębi Rosji, który za swoją funkcję nie bierze pieniędzy i do łez przejmuje się losem ludzi. Budzi sympatię.
Historia Żeni Czirikowej, która od protestów w obronie lasu w Chimkach przeszła do organizowania wielotysięcznych demonstracji
przeciwko Putinowi - budzi podziw dla odwagi
i nadzieję.
Drugą stronę medalu jej historii pokazuje los byłej bizneswomen, która skazana za malwersacje po wyjściu z więzienia założyła sektę, która czci Putina jako wcielenie świętego Pawła.
Podobnie odmienił swój los German, milioner, który przegrawszy walkę wyborczą o prezydenturę zrezygnował z luksusu i zaszył się z rodziną w lesie
decydując się na życie bez komputera, komórek i telewizora. W prostocie prawosławia, despotycznie narzucanej bliskim.
Ideał wychowania tradycyjnego kultywują też moskiewskie szkoły kadetów, ale i kadetek. Od 10 roku życia dziewczyny żyją tam zamknięte w internacie,
ćwiczone w posłuszeństwie, strzelaniu z Kałasznikowa, ale i w pieczeniu blinów i tańcach dworskich.
Dzięki autorce poznajemy tez Nadię, prawniczkę, byłą agentkę służb specjalnych, snajperkę z Czeczenii,
dziś bodyguard VIP-ów i szefową szkoły ćwiczącej kobiecych bodyguardów. Barbara Włodarczyk odwiedza z nią grób Anny Politkowskiej, rosyjskiej dziennikarki
zabitej za odwagę w zajmowaniu się problemem Czeczenii. Przy okazji wspominając innych zabitych od bomb i strzałów dziennikarzy Rosji - Dimę Chołodowa (1967-94 - zginął od bomby umieszczonej w dyplomatce, w której miał nadzieję znaleźć na materiały demaskujące korupcje w armii rosyjskiej i handel bronią z czeczeńskimi seperatystami)
Włada Listiewa (1956-95)
i Paula Chlebnikowa (1963-2004), Amerykanina rosyjskiego pochodzenia, który zmarł w od ran postrzałowych wieziony na reanimację w zepsutej windzie szpitala moskiewskiego.
Wstrząsnęła mną kończąca reportaże historia z lasu katyńskiego.
Napisane żywo, bez osądzania, ze współczuciem dla ludzi. Podziwiam odwagę i wiedzę autorki. Wdzięczna jestem za budowanie ducha jedności między Polską a Rosją.
Warto przeczytać.