Pula na południowym wybrzeżu Sardynii
Pula na południowym wybrzeżu Sardynii
11-10-2013
- IX 2013
Autobusem z Frutti de Oro pod Cagliari do Puli, dziś zaledwie kilkutysięcznego miasteczka, miejscowości wypoczynkowej skupionej wokół plaż.
Z miejsca przyjazdu ruszamy ku plaży Nora.
Drogą wysadzaną drzewami,
kwiatami
i opuncjami
Po drodze zatrzymuję się przy niektórych domach
patrzę na gaje oliwne ozdobione obecnością opuncji,
lub koni.
Dzięki zmyleniu drogi przez chwilę wędrujemy bardziej dziką drogą, ale przy niej również czyjeś domy.
Tajemnica zamkniętej przed nami bramy.
Dochodzimy do palm
nad plażą Nora.
Srebrzyste kręgi w przezroczyście niebieskawej wodzie.
Z dala w niej skały, wieża.
W skwarze wędrówka ku ruinom rzymskiego miasteczka.
Norę, na ruinach nuragijskiej cywilizacji zbudowali w VIII wieku p.n.e. Fenicjanie. Przejęli Rzymianie.
Zanim stolicą Sardynii stało się Cagliari, Pula była najważniejszym miastem na wyspie. Ataki Saracenów zrujnowały jej świetność.
Można jednak w rzymskim miasteczku
zobaczyć to, co przetrwało z ulic,
publicznych łaźni,
domów dla plebsu,
inkrustowanych posadzek, surowszej w czerni, bieli i czerwieni
i bardziej wyrafinowanej w domu patrycjuszy,
z którego świetności pozostały tylko cztery kolumny.
Dalej jedna pojedyncza kolumna - pozostałość ożywionego tu kiedyś forum.
Z każdej strony ruin srebrzy się i błękitnieje morze.
Amfiteatr rozczarowuje. Jego kamienny krąg zabudowano współczesną tandetą.
Echo tego, jak naprawdę wyglądał pozostało tylko na starych zdjęciach.
Smak mrożonej kawy mocca. I znowu morze i stojący tuż nad nim kościół świętego Efesi (kto to?)
i powrót do miasteczka, a podczas niego zachwyt domami,
ogrodami,
tabliczkami właścicieli,
oknami, kolorami kwiatów,
kolorami murów.
A to co? Więzienie?
Nie dowiem się, czy rzeczywiście za tymi oknami pozostają zamknięci ludzie.
Znak słońca na sklepie
i wędrówka po miasteczku Pula. Dokąd bym doszła idąc w tym kierunku?
Co słodkiego mnie ominęło, jeśli się nie dałam skusić temu szyldowi?
Idę dalej. Znowu domy, twarzy mieszkańców których nie poznam, dziedzińce,
kwiaty,
czyjaś kamienna sylwetka ku pamięci poległych w I i II Wojnie Światowej.
Obok na ławeczce ożywione głosy staruszków, którzy w czasie ostatniej z wojen byli dziećmi. Znowu kwiaty,
kwiaty,
kwiaty,
ślady religijnego święta
i czyjś uśmiech niezatrzymany na zdjęciu.
Nie ma tu ludzi. Na dowód jednak, że miasteczko nie wymarło, jednego z nich wam podaruję:)
Autobus odjeżdża. Za jego szybą przemijają obrazy Puli.