Sloneczniki

Ze Szlachtowej przez Prehybę i Sewerynówkę do Szczawnicy

Ze Szlachtowej przez Prehybę i Sewerynówkę do Szczawnicy

04-10-2013
 - sierpień 2013

Są tacy, mówię o prawdziwych wędrowcach (prawda, Beato?), którzy by wyruszyć w góry na szlak, wstają skoro świt, a w południe bywa, że już schodzą z góry, chyba, że zaplanowali wędrować do zmierzchu. Są jednak i tacy, co zaplanowawszy wczesne przebudzenie do późnej nocy buszują po książkach i filmach i rano nie mogąc się dobudzić, wyruszają w góry na kilka godzin przed zachodem słońca, mijając tych, którzy z nich schodzą. W takim przypadku trzeba zmniejszyć apetyt, wybrać trasę skromniejszą,

raczej typu spacer. Może nawet zaoszczędzić na czasie nie idąc wg szlaku. Na Prehybę? Dojdziecie cały czas prosto. Wciąż pod górę. To nie szlak to cywilizowana droga,

czasu więc wystarczy na wszystko. Można się zatrzymać przy jednym domu,

przy drugim,

trzecim, zagadać do psa, cofnąć się przed jego warknięciem, zachwycić czyimś bałaganem, zauroczyć ładem, zasłuchać w szum drzew, uwiecznić te, co jeszcze stoją obok tych, które już leżą.


Szept źródełka, przechodzi w szmer strumienia.

Zdziwienie budzi wysokość wrotyczy (czy to nie z nich robi się lek na wszawicę?).

Cieszy po żółci dziewanny  fiolet mięty.

Zapatrzeni w te przydrożne cudeńka

możemy nie zauważyć, kiedy skończyła się cywilizacja. Zaskakuje rozdroże i tablice: Zakaz wstępu. Ostoja zwierząt i Zakaz wstępu. Wycinka drzew. Z dwóch nie wolno wybieramy drogę zagrożoną spadającymi kłodami drewna. Zdąża bardziej w kierunku Prehyby.  Szybko zamienia się w spływający z góry strumień.

Skakanie z kamienia na kamień, wciąż pod górę to prawie medytacja dla nóg. Kamień, kamień, kamień, ups! Woda i znowu: kamień, kamień, kamień. Drewno.

Oby nie do zmierzchu. Widać wieżę telekomunikacyjną, więc teraz można na dziko skrócić pod górę drogę,

by na tarasie schroniska na Prehybie cieszyć się pustką stolików schroniska i mgłą nad górami. Do Szczawnicy jeszcze 3 godziny w dół - paprocie, jeżyny, jagody, świerki i brzozy. Na wyścigi z ubywającym światłem, z ulgą z mroku lasu,

na rozjaśnione jeszcze resztką światła doliny. Coraz głośniej słychać cykady. Nikogo oprócz zwierząt (oczywiście saren, bo dziki przeniosły się między miejskie osiedla). Coraz głośniejszy szum potoku budzi nadzieję – Sopotnicki Potok w ciemności którego miniemy wodospad Sewerynówkę, a wcześniej rozjaśnioną światłami czardę, z której słychać śpiew „jam ci świata nie wiąząła, zawiązał ci go ksiundz”. Minął dzień.