Sloneczniki

Made in India - maj 2013

Made in India - maj 2013

29-06-2013
 -  II festiwal Kultury Azjatyckiej w Gdańsku

23-25 maja 2013r.
2. Festiwal Kultury Azjatyckiej UG MADE IN AZJA




organizatorzy:
- Akademickie Centrum Kultury Alternator UG
- Ambasada Republiki Indii
- Indyjskie Centrum Kultury MANTRA w Gdańsku
-DKF Miłość Blondynki UG
patroni honorowi:
- ambasador Republiki Indii Smt. Monika Kapil Mohta


- rektor UG prof.  Beranrd Lammek

Indie na uniwerku gdańskim, na filologii,



W holu wydziału wystawa prac plastycznych na temat Indii


 Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku.


Można przytulić się do Indii.



Najwspanialszym przeżyciem był - w moich oczach - taniec klasyczny  Bharatanatyam w wykonaniu   Geety -dźi Chandran. Lata pracy stały za tańcem, w którym znaczenie miał każdy gest, każda mudra, pozycja, każde spojrzenie. Język, którego nie rozumiałam, niemniej budził we mnie uczucia. Cieszyłam się z momentów, kiedy mogłam rozpoznać obcowanie Kryszny z matką, jego dziecięce rozbrykanie, jej niby gniew, strofowanie z jednoczesnym zachwytem dla własnego dziecka, a końcu zaś zdumieniem, gdy w otwartej buzi synka matka widzi nagle cały świat, rozpoznając w nim boga.


Nie mniejsze wrażenie zrobił na mnie taniec ilustrujący (rodem z Mahabharaty) dialog Ardźuny z Kryszną. Kryszna, by przekonać Ardźunę  wahającego się przed bitwą, w której przyjdzie mu zabijać własnych kuzynów, wyjaśnia mu, czym jest jego dharma wojownika, której ma być powolny, mówi o ułudzie życia i śmierci, objawia mu się w całej swej mocy boga. Pod wpływem tego obrazu  Ardźunie nie pozostaje nic innego jak zaufać słowom Kryszny. Te wszystkie treści Geeta Chandran odgrywa całym swym ciałem, wystukuje rytmicznie bosymi stopami. Rytm podkreśla dźwięk dzwoneczków u stóp. Muzyka to tęskna, to porywająca, ekstatyczna, jest powietrzem dla tego tańca, który zgodnie ze słowami zapowiadającego tańce męża Geety Chandran cały czas czerpie siłę z ziemi.


rozmowa  z Geetą-dźi o tańcu klasycznym Bharata Natyam


Szkoda, że po tańcu Bharata Natyam nie zdążyłam dojechać na wykład dr Nataszy Kosakowskiej "Wizerunek kobiety w kulturze Indii". Wykład o Kamasutrze

bardzo mnie rozczarował. Drażniła mnie już sama forma przekazu. Młodziutka indolog Katarzyna Ochman robiła wszystko, by swoją osobą bawić, przykuwać uwagę, w Kamasutrze wyszukując przede wszystkim rzeczy, które śmieszą lub oburzają. Odmienność kultur i epok – Kamasutrę napisano 1500 do 2000 lat temu - sama w sobie jest źródłem różnic, ale zrozumiałam, że ideą Made in India było przybliżyć uczestnikom Indie, a nie zbudować stereotyp Indii jako kraju, w którym już literatura starożytna stworzyła fundament przyzwolenia na gwałt. "Jesteśmy w Indiach!" wykrzykiwała wykładowczyni przedstawiając nam kolejne dziwactwa. Czemu w Kamasutrze nie znalazła niczego, co w naszych oczach czyniło by ją książką godną uwagi? - choćby idea uwzględniania potrzeb kobiet w seksie ("Kobiety, o miękkiej naturze, potrzebują  łagodnej inicjacji. Jeśli zbliży się do nich  w niedelikatny sposób mężczyzna, którego ledwie znają, może to w nich wzbudzić nienawiść do bliskości seksualnej, a nawet do mężczyzn jako takich" Kamasutra, księga III, rozdział 2). Temu wykładowi mówię zdecydowanie: NIE.

 

Podczas tego festiwalu poruszyły mnie trzy wydarzenia – taniec Bharata Natyam, film marathi Umbartha

i spotkanie z Maxem Cegielskim.

Jego Masalę czytałam już jakiś czas temu. Pamiętam, że szukałam w niej Indii, a znalazłam za dużo Maxa Cegielskiego uwalniającego się z uwikłań przeszłości. Potem jednak trafiłam na jego Pijani Bogiem i już od samego początku – począwszy od tytułu – dałam się porwać. Tu podczas spotkania też miałam wrażenie czegoś prawdziwego. I bliskiego mi. W słowach o sprawdzaniu mitu Indii, w próbach przekraczania ułudy na temat Indii, stereotypu patrzenia na nie - jak mówi Max Cegielski – poprzez pryzmat biedy i duchowości. Poczułam niepokój słuchając słów "poznać to wracać i zatrzymać się". Ja swój miesiąc biegłam przez Indie pochłaniając je, zachłystując się nimi. Może dlatego, że byłam w nich po raz pierwszy i tyle chciałam na raz. Uwięziona w roli turystki.

Max Cegielski zaciekawił mnie też swoim nawiązaniem do idei Levi-Straussa na temat tego, że obce kultury badają ci, którzy nie godzą się z własną. Postawiłam sobie pytanie – czemu od tylu już lat – siedmiu? ośmiu? żyjąc w Polsce, codziennie czytam i piszę o Indiach.Ucieczka od obcej swojskości?

Spotkanie mogłoby trwać dłużej. Dopiero obudziło mój apetyt. Max Cegielski – czy dobrze pamiętam? - zarzucił na ramię swój plecak, a ja mogę w internecie poszukać jego Indii ostatnio poznawanych na złomowisku statków w Alang.

 

 

Nie wiedziałam, że Pociąg do Bollywood,

polski dokumentalny film o polskim małżeństwie Gliwiczów,

statystów w filmach bollywoodzkich, sprawi mi tyle przyjemności. Razem z nimi pojechałam w miejsca, za którymi tęsknię. Do Bombaju i Gokarny, gdzie poznałam w filmie Europejczyków z karnatyckiej plaży: kierownika sprzedaży indyjskich ubrań na Zachodzie, i mężczyznę, który wybral hinduizm mówiąc, że ten sam Bóg przebywa pod tysiącem imion. Tych Europejczyków martwi indyjski sen o Zachodzie. "Lepiej, by nie poznali naszego świata, bo staną sie zatroskani i brudni, jak my". Wg europejskich fanów Indii, przedstawionych w tym filmie,  Indusi są czyści w środku, nie cyniczni, nie rozumieją złośliwości. Kamera pokazuje nam kolejnego Europejczyka. Zamienił on pracę w budce na włoskiej autostradzie na życie w przestrzeni plaż Gokarny. Utrzymując się ze  statystowania w bollywoodzkich filmach.

Gokarna rzeczywiście mnie urzekła. Odkryta już przez turystów, ale nadal zdominowana przez braminów. Mieszkaliśmy u jednego z nich. Co rano z obnażonym torsem modlił się przed domową świątynią, a w dzień z europejska ubrany pracował jako ryksiarz. Do dziś wpomnienia mi rozjaśnia uśmiech na twarzy jego młodziutkiej żony.

Małżeństwo Gliwiczów ujmuje prostotą i skromnością. Pokornie szukają w indyjskim filmie roli za trzy tysiące rupii, w pełni pogodzeni z tym, że grać mogą tylko złych Brytyjczyków (bo żal do byłych okupantów czyni z nich w Indiach wciąż jeszcze negatywne postacie). Starsi państwo grają w filmach, w których nacisk kładzie się na uczucia i wartości rodzinne, patriotyzm i religię, zgadzając się na warunki pracy, zgdonie z którymi pracuje się  tu po 12 godzin na dobę. Dzięki temu w pełnej niewiedzy sąsiadów w wiosce twarze państwa Gliwiczów zobaczyło już w Indiach 400 milionów ludzi.

Coś smutnego jest  w tym filmie. Mimo wolności w spełnianiu marzeń.

P.S.

Miło mi było z nimi odnowić sobie wspomnienie z pobytu w bombajskim Leopold Cafe.

 

Co jeszcze - warsztaty z tańca bollywoodzkiego (byłam, byłam!) i pokazy

pokazy filmów: bollywoodzkiego Hum Dil De Chuke Sanam (kiedyś obejrzałam go z przyjemnością, tym razem dłużył mi się bardzo) i odrzucający mnie brytyjski film Triszna. (dlaczego nie trzeci indyjski?), warsztaty języka hindi prowadzone przez p. Jolantę Ahuja, której bardzo jestem wdzięczna za co wtorkowe lekcje od listopada 2012 do czerwca 2013

 

warsztaty jogi prowadzone przez p. Dianę Katarzynę Sochacką, koncert Ragaboy Live Act - Tomasz Ragaboy Osiecki na sitarze i dilrubie

 

I co jeszcze? Aha, wykład Emilii Lange-Borodzicz Masala Mix - kino bollywood


Bollywood to coś, czego smak znam od lat, więc nie spodziewałam się, że podczas wykładu dowiem się czegoś nowego. Miałam wrażenie, że słucham wykładu kogoś, kto powierzchownie zna temat, ale niewątpliwe się do niego przygotowywał. P. Emilia Lange-Borodzicz mówiła o cechach bollyfilmu wymieniając m.in. nadekspresję w grze aktorskeij i nietypową dla kultury zachodniej obecnośc religii.

Porównała ze sobą dwa filmy Mani Ratnama - tamilski  Raavanan i hindi Raavan

nie pokazując tego, co ,wg mnie, w nich najciekawsze - odwołania się do walk naksalitów z policją i przewrotnych odniesień do Ramajany (uczynienie właściwie bohaterem pozytywnym negatywną w Ramajanie postać Rawany).

W wykładzie pokrótce przedstawiono też Boską Trójcę lat 50-60-ch w bollykinie: króla beztroski Deva Ananda,

showmana Raja Kapoora

i króla tragedii Dilipa Kumara

(każde z tych określeń to skrót, ale i stereotyp).

Kolejnym tematem były powiązania kina bollywoodzkiego ze światem gangsterskim, finasowanie go przez ten świat do czasu wprowadzenia reform. Co jeszcze kojarzy się z Bollywood? Rodzinne klany np. rodzina Kapoor, supergwiazdy, z których dokładniej przedstawiono nam Amitabha Bachchana. Oczywiście z opowieścią o  jego wypadku na planie filmowym Coolie, o planszy zaznaczającej ten moment na filmie, o modlitwie ludzi wszystkich wiar  o jego życie i wpływie tej historii na zmianę scenariusza. W filmie Coolie przedstawiono wzięty z życia aktora motyw modlitwy całego kraju o życie bohatera.

Drugim omawianym aktorem był Sharukh Khan,

który zgodnie ze słowami wykładowczyni, ma w Mumbaju, jak cesarze mogolscy,  swój codzienny darśan - pokazuje się fanom na balkonie swego domu. Czy to prawda?

Miałam wrażenie (czy słuszne?), że prelegentka wielu filmów, o których wspominała, nie widziała. Zapominała tytuły, chwilami w wypowiedziach była niepewna. Jak jednak w godzinę przedstawić fenomen bollywoodzkiego kina? Co wybrać? Ciekawostki? Np takie, że w 2005-2009 r. w Indiach obowiązywał zakaz palenia i picia na ekranie filmu. Aktualnie obrazom picia i palenia towarzyszy plansza o ich szkodliwości.

W wypowiedziach p. Emilii Lange-Brodziewicz zaciekawiła mnie przedstawiona przez nią genealoga playbacku. Czy rzeczywiście dawanie bohaterowi czyjegoś głosu w śpiewie pojawiło się dopiero w wyniku rozdarcia Indii w 1947 roku? Śpiewające gwiazdy filmowe po Podziale subkontynentu wyjechały do Pakistanu i pojawiła się potrzeba śpiewania z playbacku. Czy to prawda?

Czy faktem jest, że w bollyfilmach kobiety i biedni śpiewają częściej, bo w śpiewie mogą wyrazić stłumione uczucia ludzi nierzadko poniżanych? Co jeszcze z ciekawostek? Oczywiście o DDLJ, że od 1995 roku na okrągło wyświetlane jest w kinie i wciąż znajduje widzów, śpiewających z bohaterami, podpowiadających im  znane już na pamięć kwestie. Albo o Lagaan, w którym zdecydowano się pocieszyć Anglików. Zwyciężonym w historii filmowej dano szansę na wygranę w rzezcywistości, rozgrywając   już poza kadrem mecz - Anglicy contra Indusi.

p. Emilia podała nam jeszcze przepis na filmowe garam masala:

  • rozdzielenie rodziny
  • pomylona tożsamość, nieznajomość swoich korzeni
  • niecne knowania
  • utrata wzroku/pamieci
  • bohater posądzony o niegodziwość
  • odkrycie tajemnicy
  • sobowtór
  • porwanie bliskiej osoby
  • pokonanie czarnego charakteru
  • jaskrawa czołówka

 

Co innego przedstawiłabym w takim wykładzie, ale kto poprosi do niego pasjonatkę Indii z blogu? (niemniej wdzieczna jestem p. Emilii za podjęcie się tak ciekawego dla mnie tematu). A swoją drogą bardzo chciałabym też posłuchać Marioli przedstawiającej kino południa Indii. Co wybrałaby na taką godzinę wykładu?

Wykład zakończył się słowami, że ostatnie zmiany w bollykinie oznaczają więcej zmysłowości i  pojawianie się miłości, która zwycieża lojalność wobec rodziców. I ... filmik Milbur Goes Poor w ramach "Why Powverty?, w którym usłyszeliśmy, że wobec żebraków w Indiach można wybrać jedną z trzech postaw: możemy zaoferować im

- obojętność

- jałmużnę

- lub wsparcie i kontakt

P.S. Chciałam się spytać o motyw reinkarnacji w indyjskim filmie, ale czasu na pytania nam nie zostawiono. Pytam więc tu? Gdzie ją znajdę? Mi przychodzi na myśl Karan Arjun, Om Shanti Om, Karz, Hameśa i.... co jeszcze?

 

Pragnęłabym z pomocą Centrum Kultury Indyjskiej w Trójmieście organizowano więcej spotkań pokazujących Indie. Za tę inicjatywę jestem bardzo wdzięczna organizatorom. शुक्रिया - धन्यवाद
Obudzono też we mnie nadzieję na  stworzenie indologii na UG. Oby!